Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ginnowata
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zduny
|
Wysłany: Pią 21:13, 18 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Otworzył lekko jedno oko, ale szybko je zamkną. Czuł jak pęka mu głowa, a światło bezczelnie padające na jego twarz wcale nie pomagało.
-Chris-wymamrotał.
Nie pamiętał dokładnie co działo się wczoraj. Ostatnią rzeczą jaką sobie przypominał to wielki pies i dwa ludki na ścianie salonu. Zebrał wszystkie siły i podniósł się do pozycji siedzącej. Bolały go plecy od spania na pozostałościach sofy. Rozejrzał się nieprzytomnie po pomieszczeniu, w którym spędził noc. Przez swoją wyostrzoną zdolność dedukcji, już po 5 minutach dotarło do niego, ze to salon. Zauważył nawet więcej! Do zielonego futra psiaka ktoś przyczepił białą kartkę formatu A4. Wstał i dowlekł się do kartki. Nie mógł sobie przypomnieć, czyj to charakter pisma, ale na 100% go znał.
“James
Chris podobno nie może być w przedszkolu, więc biorę go do babci Molly. Niczym się nie przejmuj! Pobiega za kurami, pójdziemy na spacer i wszystko będzie dobrze. Nie zaśpij! Ojciec nie może ciągle cię usprawiedliwiać, bo straci posadę. 14:00 Ministerstwo!
Kocham cię
Mama”
Uśmiechną się do siebie. Jeden problem z głowy. Poszedł do kuchni i otworzył górną półkę, gdzie trzymał lekarstwa. Znalazł produkt reklamowany przez “Goździkową” i połkną dawkę, sztuki 2 – jak informowała ulotka, dla dzieci i młodzieży. Spojrzał na zegarek i zamarł w bezruchu. 14:23. PIERDOLONA 14:23. Wbiegł do kominka potykając się o własne nogi.
- Pół godziny spóźnienia – zaśpiewał mu ojciec nad uchem.
- Miałem ciężką noc – wymamrotał.
- Zabieraj się do roboty!
Nawet nie wiedział jak to się stało, a już siedział w domu z Jessicą po przeciwległej stronie stołu.
- Jak było? – zapytał.
- Z tobą byłoby lepiej. Nudziłam się – zaczęła nakręcać blond pasemka na palec. Coś stuknęło kilkakrotnie w szybę. Odwrócił głowę od pokaźnych piersi Jess i spojrzał na małą płomykówkę. Trzymała w dziobie kopertę zaadresowaną do niego. Podszedł do okna wyjął kopertę z pyszczka sowy i rozdarł ją.
Panie Potter jestem zmuszony błagać pana o przyjęcie posady szukającego w Reprezentacji Irlandii. Wiem iż wcześniej odmówił nam pan ze względu na dziecko, ale sytuacja jest okropna. Drużyna nie ma szukającego, a za tydzień jest mecz kwalifikujący do Mistrzostw Świata. Treningi nie odbywają się codziennie i nie będzie to kolidowało z opieką nad dzieckiem. Zostałby pan sowicie wynagrodzony. 3000 galeonów miesięcznie. Bardzo proszę o szybką odpowiedź.
Z wyrazami szacunku trener drużyny Mark Iwanowa.
Zaschło mu w gardle. Co ma zrobić? 3000 galeonów to o 3 razy więcej niż zarabia jako Auror. Do tego treningi nie są codziennie. Przecież znajdzie kogoś do opieki nad dzieckiem. Przecież to jego szansa. Jedyna szansa.
- Co jest James? – zapytała Jess. Przełknął ślinę.
- Proponują mi posadę szukającego. 3 tys. miesięcznie – powiedział na wydechu.
- Jimm. Cieszę się twoim szczęściem.
Zapewnienie Jess przekonało go. Napisał szybko „Zgadzam się, kiedy trening” podpisał swoim imieniem i nazwiskiem i wysłał z powrotem przez sowę.
- Trzeba to jakoś uczcić – powiedziała Jess i spuściła znacząco ramiączko topu. James oblizał wargi – o tak!
Te kilka godzin przyjemności i szczęścia sprawiły, że poczuł się jak nowo narodzony. Zapomniał, że ma syna, że miał kłopoty. Tylko Jess się liczyła i jej ciało.
- Muszę już iść Jimm – mówiła po raz któryś, gdy chciał ją przekonać by jeszcze została. Gdy zamknęły się za nią drzwi ubrał się i teleportował do Nory.
- Jimmy! – zawołała jego babcia.
- Cześć babciu – powiedział całując ją w policzek. Chris siedział przy stole, ale nic nie powiedział – A ty się nie przywitasz młody? – zapytał i uśmiechnął się do syna. Mały zignorował go.
- James! – usłyszał za sobą wołanie matki. Podszedł do niej, a ona zaciągnęła go do jej starego pokoju.
- Co się dzieje James? Pijesz? – zapytała ostrym tonem.
- Piję? Nie bądź śmieszna mamo – powiedział.
- Jimm to nie jest zabawne. Chris powiedział mi, że go zbiłeś po pijaku. James do cholery! Nie możesz pić i bić dziecko.
- J-ja nie pamiętam ż-żebym go b-bił – wyjąkał.
- James – powiedziała głosem pełnym wyrzutu.
- Ja nie wiem co się wczoraj stało. Najpierw to przedszkole, potem zrujnowany salon i...
- James nie możesz się na nim wyżywać.
- Kurwa! Czy wy się słyszycie!? Raz każdy mi mówi „Bądź ojcem, zapracuj sobie na szacunek, wychowaj go jest okropny”, a potem jak się za to biorę to słyszę pretensję!
- Pijąc chcesz go wychować?! James!
- Powiedz ojcu, że odchodzę dostałem propozycję pracy w reprezentacji w Irlandii. Spełnienie moich marzeń i nie dam wam tego zepsuć –powiedział i wyszedł szybko.
Christopher idziemy – powiedział stanowczo w stronę syna, jednak chłopiec się nie ruszył.-Christopher.
-Nie!
-CHRISTOPHER!
W oczach małego pojawiły się łzy.
-Nie!-odkrzykną znowu.
-James daj spokój, skoro chce zostać-powiedziała babcia.-Tak rzadko mam okazje pobyć z moim prawnukiem.
-CHRISTOPHER-wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Nie miał zamiaru czekać, aż jego syn łaskawie ruszy siedzenie, podbiegł i wziął go na ręce. Chłopiec zaczął szarpać go za włosy i ściągać okulary.
-Uspokój się!
-James wrzaskiem niczego nie załatwisz! Jesteś zły na mnie i na ojca, ale wrzeszczysz na własnego syna!-twarz jego matki przybrała niemal tej samej barwy co włosy.
Nie chciał tego słuchać. Łatwiej było wierzyć w tym momencie, że matka chce go skompromitować i zdenerwować, niż udzielić rady. Wyszedł na podwórko, a już po chwili stali na progu domu. Maluch wyrwał się mu i pobiegł do salonu.
-NIE KOCHASZ MNIE! NIE POZWALASZ MI PRZYBYWAĆ Z LUDŹMI KTÓRZY MNIE KOCHAJĄ!...
-CHRISTOPHER USPOKUJ SIĘ!
-NIKT MNIE NIE KOCHA! TY MNIE BIJESZ! OBIECYWAŁEŚ! OBIECYWAŁEŚ! CHCE MIEĆ PRZYJACIELA!...
-ZAMKNIJ SIĘ BO SĄSIEDZI POMYŚLĄ, ŻE CIĘ TU KATUJE!
-MAM MATKE, KTÓRE MNIE NIE KOCHA, NIE MAM OJCA! NIE MAM OJCA!
James zbliżył się do chłopca, ale ten wydał z siebie straszliwy odgłos i dalej krzyczał. Zaczął zastanawiać się czy jego syn nie zwariował.
-CHCIAŁEM ZOSTAĆ U BABCI! BABCIA MNIE KOCHA! KOC...
Nagle umilkł i upadł na ziemie. James poczuł jak coś podchodzi mu do gardła. Podbiegł do syna, ale ten leżał w bezruchu. Jego brzuch nie podnosił sie i nie opadał, nie wyczuł żeby chłopiec oddychał.
Co robić myślał. Nie mógł go stracić. Nie mógł... I nagle przypomniały mu się słowa Rosie – jak zawsze z resztą w trudnej sytuacji; „ Lyanne miała bezdech, musiałam jej wpompować powietrze”
Otworzył maleńkie ustka syna i wpompował mu trzy razy powietrze. Chris zakrztusił się i otworzył oczy. Zdezorientowany rozejrzał się i z płaczem rzucił się James’owi na szyję. Jimm też uronił kilka łez.
- Kocham... cię.... tatusiu.... przepraszam – mówił dusząc się łzami. Jimm poklepał go po plecach.
- Nie rób tego więcej – powiedział i postawił Chrisa na obok.
- Przepraszam – powiedział malec.
- Już dobrze...
- Nie chciałem żebyś był zły – w wielkich orzechowych oczach widać było skruchę. Jimm poczuł się największym sukinsynem na świecie.
- Idź spać – powiedział stanowczo. Miał dość wrażeń na dziś.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z przed szklanego ekranu
|
Wysłany: Sob 0:16, 19 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
James czuł, że powoli zaczyna się wszystko układać. Wreszcie po 3 latach, jego życie nabierało konkretnych konturów. Miał prace, którą kochał i nie musiał siedzieć na garnuszku ojca. Jess -jego dziewczyna była piękna, mądra, wrażliwa, a co najważniejsze nie spotykał się z nią tylko dla seksu. Christopher słuchał go i starał się nie zachowywać jak demon... Jedynym problemem, pozostawali rodzice. Wiedział, że jest mała szansa, aby wszystko powróciło do dawnego stanu rzeczy. Tata, Mama, Ted, Al, Lily i Heather przy jednym stole, zachowują się jak kochająca rodzina, w której jeden za drugim staje murem. No teraz trzeb by było do tego obrazka dodać również Vic, Anette, Madeleine i Chrisa – przez co to wszystko wydawało się jeszcze bardziej nierealne.
-TATOOOOO!
Otworzył, do tej pory zamknięte oczy. Westchną wracając do rzeczywistości, którą była 24h gehenna 3-latkiem.
-COOO?!
-POCZTA!
Zwlekł się z kanapy i przydreptał do kuchni, gdzie na wysokim krześle siedział jego syn, cały umazany jakimś nową potrawą, przez niego samego wymyśloną. Potrawą był umazany stół i większa część podłogi.
-Nie mam zamiaru, tego za ciebie sprzątać-burkną odbierając od sówki listy.
-Może tak zostać, mi nie przeszkadza-odparł i ruszył w stronę łazienki.
Rozerwał koperty i zaczął przeglądać ich zawartość.
“Panie Potter
Informujemy o konieczności zapłacenia przez pana wszelkich zaległych rat. W przeciwnym razie będziemy musieli...”
-Co się odwlecze to nie uciecze-mrukną, biorąc kolejną kartkę.
“Potter
Pierwszy trening w piątek. Oczekujemy, że stawisz się punkt 10 na boisku...”
-Okej-wziął następną.
“James
Wpadnij do mnie dziś koniecznie. NIE BIERZ CHRISTOPHERA! Pozdrawiam
Albus”
Uśmiechna się pod nosem. To była jakaś konkretna propozycja na spędzenie dnia! Mimo iż Al wspomniał aby nie brał syna, to był pewny, że mały nie poczyni większych szkód w biurze brata.
Oj, jak bardzo się mylił!
- Posprzątaj to! – krzyknął do syna, który aktualnie był w łazience.
- Muszę? – zapytał gdy przyszedł.
- Tak Chris. Idę za chwile do wujka. Nie zdemolujesz domu, prawda?
- Ja nie chce zostać sam – jęknął.
- Chris musze z wujkiem porozmawiać.
- Proszę – chłopiec uwiesił się jego ramienia i spojrzał na niego wielkimi czekoladowymi oczami. Jak mógł się oprzeć?
- No dobra. Idź się przebierz.
I już po 20 minutach wraz z synem stanął w gmachu ministerstwa. Poszedł do gabinetu brata.
- Miałeś go nie brać – wysyczał Albus.
- Nie zrobi nic. Nie miałem go jak zostawić. Wiesz jaki jest przekonujący? A teraz jest grzeczny mamy umowę.
- Dobra. Chodzi o Lily.
- Co z Lily? – zapytał.
- Chyba ma depresję.
- Przecież nie widziałeś jej ponad miesiąc – powiedział lekko zdziwiony James.
- Ellen mi napisała, że nie wychodzi z pokoju po lekcjach. Ubiera się mniej krzykliwie, jest zamyślona i chyba ma myśli emowskie.
- Taki tró emok?
- A ja wiem. Chyba. Tak napisał mi Ell.
- Ale czemu by miała mieć depresję?
- Może to ten Philipe. Cały czas mają problemy. Przecież wiesz, że Lily z nim zrywa średnio raz na miesiąc.
- Zabiję jak to on – warknął zaciskając pięści.
- Nie wiem, ale coś trzeba z tym zrobić – rzekł Al.
- Niby ci? Przecież nie mogę zostawić Chrisa i jechać do Hogwartu.
- Trzeba z nią jakoś pogadać.
- Napiszesz do niej?
- Taa.
- Albus! – usłyszeli z drzwi. Stał w nich Kingsley. Podszedł do biurka Al’a. Chris bawił się cały czas przy stoliku do kawy. Kingsley powiedział coś do Al’a i Jimma tak cicho by Chris nie mógł usłyszeć.
- Chris musze na chwilę wyjść. Bądź grzeczny – powiedział James, zanim zamknęły się za nimi drzwi.
Chris dostrzegł coś o czym zapomniał minister. Mianowicie jego różdżkę. Podszedł do biurka i sięgnął po różdżkę. Przecież tylko dotknie i nic się nie stanie pomyślał. Szkoda, że się mylił.
Zaczął stukać różdżką w biurko. Aż w końcu po chwili nadłamała się. Chris bardzo się przestraszył. Przecież miał być grzeczny. Miał niczego nie zepsuć. Wiedział, że ojciec nie będzie zadowolony. No cóż w tej kwestii miał rację. Nie wiedząc co robić przełamał różdżkę całkiem i wrzucił do kominka. Szkoda, że się w nim nie paliło.
Przestraszony usiadł na kanapie i czekał na powrót rodziciela i wujka, oraz Ministra.
- No na całe szczęście – powiedział Kingsley, gdy weszli do pomieszczenia.
- Tak dobrze, że mieliśmy z Al’em różdżki – powiedział Jimm.
- Nie rozumiem jak mogłem o niej zapomnieć – Kingsley spojrzał na biurko Al’a. Różdżki nie było.
- Gdzie ona jest? – zdziwił się Al. James rozejrzał się po pokoju i zauważył szczątki różdżki w kominku. Wściekł się, bo przecież było dobrze. Chris słuchał i wyzbył się destrukcyjnych myśli. Na jakiś czas niestety.
- Ale jak? – zapytał Kingsley.
- To ten kominek – powiedział Chris.
- Kominek? – powtórzył Al.
- On zjada wszystko. To potwór.
- Chris! – fuknął James.
- Ale to naprawdę kominek.
- Nic się eee nie stało. Kupie nową – powiedział Kingsley.
- Zapłacę za nią. Przepraszam za syna.
- Nie ma za co James. Naprawdę nic się nie stało – jego głosie nie było przekonania. Jimm złapał Chrisa za rękę i wyszedł. Jednak wcześniej Al. posłał mu spojrzenie głoszące „Przecież ci mówiłem”. Zeszli na dół. Jimm ciągnął chłopca całą siłą. W końcu Chris wyrwał się i pobiegł przed siebie. James ruszył za nim. Niestety Chris wpadł do fontanny. James wyjął go z fontanny i nie zważając na potępiające miny pracowników Ministerstwa ruszył do kominka. Tak więc po chwili był już w domu. Odstawił całego mokrego syna na podłogę i już chciał go „zdyscyplinować” gdy przez okno wleciała sowa wypuściła mu na rękę wycinek z Proroka, do którego przyczepiona była kartka.
„James,
To co teraz się stało przeszło granicę. Zszargałeś nasze dobre imię. Złamać różdżkę ministrowi!?
Ojciec”
- CO TO MIAŁO BYĆ!?
- To nie ja to kominek!
- Kłamiesz!
- Nie!
- Christopher!
- To kominek! To kominek! – krzyczał i płakał jednocześnie.
- Kłamiesz!
-Jesteś nienormalny. ODWAL SIĘ ODE MNIE! ODPIERDOL SIĘ!
James popatrzył na syna, który teraz z błaganiem w oczach zatkał sobie buzie rączkami. Zerwał się na równe nogi i chciał uciec na góre. Ojciec ruszył za nim.
-Przepraszam!-Krzykną, gdy James go złapał. Cała odwaga 3 -latka uleciała w ciągu 2 minut.
James wziął go na ręce i w milczeniu zaprowadził do łazienki.
-To co powiedziałeś był brzydkim... brudnym słowem... A wiesz co się robi z brudnymi słowami?
Wycisną na szczoteczkę do zębów żel pod prysznic i zaczął szorować buzie chłopcu, który wyrywał się i machał rączkami. Gdy ojciec go puścił stał przez chwile w bezruchu.
-Możesz wypluć i nigdy więcej nie klnij!
W oczach chłopca pojawiły się iskierki, a dłonie zacisną w piąsteczki. Cała zawartość ust znajdowała się teraz na Jamesie, a młody był w połowie drogi do pokoju.
-CHRISTOPHER!
Wbiegł za nim, ale drzwi były zamknięte. Zaczął szukać różdżki... Co on z nią z nowu do cholery zrobił? Po co być czarodziejem, skoro nie może otworzyć pokoju własnego dziecka?
-CHRISTOPHER OTWÓRZ! SŁYSZYSZ, MASZ OSTATNIĄ SZANSE!
-Nie!
-LICZE DO TRZECH! 1... 2...
Cyk. Drzwi zostały otwarte. Wszedł do środka. Chłopak siedział na swoim łóżku ze skrzyżowanymi nogami.
-Chcesz mnie uderzyć?
-CO?! CO TO ZA PYTANIE?! CHRIS, DO RESZTY CI ODBIŁO?! CO TO MIAŁO BYĆ?!
-Chcesz mnie uderzyć?-Mały szedł w zaparte.
-Nie-odpowiedział siląc się na spokój.-Ale za to-wskazał na swoją oplutą koszule-dostaniesz kare, która nie ominie cię też jeśli nie przyznasz się do tego co zrobiłeś u wujka.
-Szkoda-odparł spokojnym głosem. Jim ze zdumienia otworzył usta.
-Co? CO TY WYGADUJESZ?!
-Babcia powiedziała, że jak jeszcze raz mnie uderzysz, to mnie stąd weźmie.
Zamrugał z niedowierzaniem oczami. Zrozumiał by gdyby Chris powiedział “Dziadek”, ale babcia? BABCIA? JEGO MATKA? Czyżby już nikt w niego nie wierzył?
-Chce usłyszeć co stało się w ministerstwie.
-Kominek pożarł różdżkę tego pana.
-Świetnie! Zaraz pisze list do cioci. Nie zobaczysz się z Lyanne przez najbliższy tydzień, nie idziemy w piątek do wesołego miasteczka, a ty masz posprzątać swoje zabawki!
Wychodząc usłyszał stłumiony szloch dziecka i jedno zdanie:
-Babcia by mi uwierzyła!
Ze złością kopnął w szafkę nocną. Ostatnio było to jego ulubione zajęcie.
- KURWA! – ryknął. Zrobił jedyną rzecz na jaką go było stać. Wyszedł z domu i teleportował się pod domem rodziców. Wbiegł do kuchni. Matka spojrzała na niego ze zdziwieniem. W tej chwili nie nawiedził jej całym sercem.
- Coś się stało? – zapytała.
- Nie nic – odrzekł głosem aż za bardzo słodkim – Tylko mój syn zapytał się czy chce go uderzyć. I jak powiedziałem, że nie to powiedział szkoda. Z początku myślałem, że ma myśli masochistyczne, ale wszystko się wyjaśniło. POPIERDOLIŁO CIĘ!?
- James...
- POPIERDOLIŁO CIĘ!? – krzyknął głośniej. Ginny nie wytrzymała podeszła do James’a i wymierzyła mu mocny policzek.
- Możesz mocnej, ale pytam popierdoliło cię!?
- Jak możesz tak do mnie mówić!? – krzyknęła.
- Mamo, James co się stało? – zapytał Al, który właśnie wszedł do kuchni.
- Nie wtrącaj się Al – warknął Jimm.
- Mamo...
Ginny wzniosła rękę by go uciszyć.
- Zwariowałaś? Już kompletnie cię popierdoliło!? Spodziewałem się tego po ojcu, ale ty!?
- Co się do cholery stało!? – wrzasnął Al.
- Twoja matka chce mi zabrać dziecko! – wrzasnął.
- Bijesz go! Pijesz!
- Mam pozwalać by mnie ignorował, tak? Mam dać się zastraszyć? Mam mu dać przeklinać? Niech niszczy nasz dom! Super!
- James nie myślisz racjonalnie – powiedziała Ginny.
- Koniec! Myślałem, że chociaż ty we mnie wierzysz! Myślałem, że ty będziesz mnie wspierać! Myślałem, że mam matkę! – krzyknął.
- James ja...
- Zabraniam wam spotykać się z moim dzieckiem. Nie chce mieć z wami kontaktu. Nie wolno wam się wtrącać. Straciliście syna!
Wyszedł trzaskając drzwiami. Chciał płakać, ale nie mógł okazać słabości. Nie teraz. Wszedł do domu i na pierwszy rzut oka wszystko było normalnie, ale gdy wszedł do swojej sypialni zamarł w bezruchu. Książki były porozrzucane po całym pokoju. W niektórych z nich brakowało kartek. Ubrania też był wyrzucone z szafy i częściowo podarte. Pościel była pocięta. Tapeta miejscami zdarta. Zdjęcia w ramkach pozbijane. Jego szkolna różdżka przełamana.
- CHRISTOPHER!
-Tu jestem.
Chłopiec nie był przerażony, wręcz przeciwnie. Na jego twarzy wyrósł uśmiech wielkości banana.
-CO TO DO CHOLERY JEST?! COŚ TY ZROBIŁ?!
-Kazałeś mi posprzątać u siebie. Teraz ty posprzątaj u siebie-odparł chłopiec.
James nie wytrzymał podszedł i rąbną go w głowe. Mały upadł na kolana, ale zaraz się podniósł. Miał łzy w oczach, ale wciąz się uśmiechał [Masochista ^^]. Ojciec zniżył się i złapał go za ramie.
-CHCESZ MIESZKAĆ Z DZIADKAMI?! PROSZE BARDZO! TYLKO DLACZEGO, DLACZEGO CHRIS!? BYŁO NAM DOBRZE NIE KŁUCILIŚMY SIĘ?!
-Dałeś mi kare-odparł chłopczyk-I kazałeś mi myć usta.
-BO JESTEM TWOIM OJCEM! O J C E M! NIE MOŻESZ ROBIĆ ZŁYCH RZECZY, KŁAMAĆ I OCZEKIWAĆ, ŻE NIE OMINIE CIĘ KARA!-Spojrzał na swojego syna, który wciąż stał w bezruchu i patrzył na niego zobojętniałym wzrokiem.-Jeśli chcesz jechać do babci to się popakuj.
Sam nie wierzył w to co powiedział. Przecież pół godziny temu zabronił swojej matce zbliżać się do wnuka! Przełkną ślinę. Miłości nie da się kupić, ani nauczyć. Wiedział, ze kochał Chrisa, wiedział też, ze Chris kocha go, gdy tego potrzebuje? Teraz to on potrzebował swojego synka, ale taten siedział w pokoju i zbierał zabawki do walizki.Przeanalizował wszystko i zdecydował się pójść do Chrisa.
Chłopiec cały czas chował bagarze. Uklęknął obok niego i obrócił tak by mogli patrzeć sobie w oczy.
- Posłuchaj Chris. Nie chce żebyś się gdziekolwiek wyprowadzał i nie pozwolę by ktoś mi ciebie zabrał.
- Dlaczego? Przecież jestem dla ciebie ciężarem.
- Kto ci to powiedział? – zapytał słabo.
- Mama.
- Nie jesteś ciężarem. Kocham cię.
- Nie kochasz mnie, bo mnie bijesz – powiedział poważnie.
- Chris ja cię nie katuję, ja czasami cię uderzę. To różnica. Ja nie uciekałem z domu, bo matce zdarzyło się mnie zlać. A ty nie słuchasz. Niszczysz wszystko na co ja ciężko pracuję. Dla ciebie pracuję. I uwierz nie jest mi łatwo.
- Mogę zostać?
- Chris to głupie pytanie. Ty musisz zostać, bo bez ciebie nie dam rady. Kocham cię mimo tego, że jesteś małym potworkiem.
Jimm zmierzwił blondczuprynę.
- Ale mogę się spotkać z Lyanne? – zapytał.
- Nie Chris. To, że cię kocham nie znaczy, że będę ci pozwalał na wszystko.
- Ale kiedyś będę mógł? – zapytał błagalnie.
- Za tydzień tak.
James wyszedł z pokoju Chrisa i zszedł na dół, by przemyśleć wszystko w spokoju.
PISANE WSPÓLNIE Z SZAJBUSIĄTKIM [3
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Nozycorenka dnia Sob 0:17, 19 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ginnowata
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zduny
|
Wysłany: Sob 2:25, 19 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Wreszcie nastał ten piękny dzień miał ochotę skakać ze szczęścia pod sam sufit. Piątek – jak to pięknie brzmi. Trening, Qudditch, miotła, znicz... wszystko to jakoś pięknie brzmiało. W samym dole od pidżamy zbiegł po schodach do kuchni, gdzie jak zawsze rano jego syn [przyszły kucharz] przygotowywał coś dziwnego do jedzenia. Oczywiście nie zjadał tego, bo cała zawartość misek lądowała na stole bądź podłodze.
-Weź się ubierz, bo komuś oko wydłubiesz-powiedział Chris kładąc główke na blacie i patrząc na ojca, który paradował bez koszulki.
-A ty nie rób tak, bo będę cię musiał obciąć na łyso-chłopak podniósł się do normalnej pozycji. Po prawej stronie jego twarzy ściekał dżem.-Idź je umyj, zanim to zaschnie.
Chłopczyk wybiegł z pomieszczenia, a on postanowił wykorzystać chwile spokoju i zadzwonić do dziewczyny. Mogliby uczcić jego pierwszy dzień w nowej pracy, przy lampce czerwonego wina w jakiejś znanej restauracji, a potem...
-Hej Jess, zastanawiam się, czy nie spotkalibyśmy się dziś wieczór?...
- Jimm... eee.... Ja... to trudne. Nie wiem jak to przyjmiesz, ale jestem w ciąży.
- Ale, jak? - Jamesowi zawirowało w głowie. On nie chce drugiego dziecka. Przecież ma Chrisa.
- Nie jesteś ojcem - powiedziała. James odetchnął na chwilę z ulga, ale potem coś przypomniał przecież Jess była z nim czyli, że...
- CO!?
- Sama nie wiem jak to się stało. Tak jakoś... Jim w tym wypadku nie możemy się spotykać.
I odłożyła słuchawkę.
Nic już nie było piękne. Piątek był okropnym słowem. Nie wspominając o treningu, Qudditchu, miotle czy zniczu.
-AAA! NIE MOGE ODKRĘCIĆ CIEPŁEJ WODY!
Nie wspominając o słowie Chris.
Trening dobrze na niego zadziałał. Wyciskanie potów razem z resztą reprezentacji było jego wymarzoną pracą, morze odrobinę zamgloną, przez rozmowe telefoniczną, jaką odbył dziś rano z Jessicą, ale pustka w sercu minęła szybciej niż sobie wyobrażał. Teraz marzył jedynie o gorącej kąpieli i żeby dom, w którym zostawił samego Chris'a wciąż stał. Ku jego zaskoczeniu tak właśnie było. Mały zbiegł na dół, gdy tylko usłyszał huk otwieranych drzwi i wskoczył mu na ręce.
-Jak było?-Zapytał marszcząc z podejrzeniem brwi.
-Fajnie. A co ty robiłeś?
-Bawiłem się i rysowałem-odparł.-Strasznie śmierdzisz.
Roześmiał się mimowolnie. Posadził chłopca na krześle, a na drugim zostawił swoje rzeczy.
-Idę sie umyć. Bądź grzeczny jeszcze przez pół godziny.
Pokiwał, głową ale nic nie powiedział. Tata zamkną za sobą drzwi do łazienki, a on został sam na sam z całą torbą przyborów do Qudditcha. Przymkną oczka, jakny myślał nad czymś intensywnie, a potem powtórzył słowa, które kiedyś usłyszał u Anette.
-Czego tata nie zobaczy... Tego mu nie będzie żal.
Otwarł torbę i od razu rzuciła mu się w oczy peleryna z napisem „POTTTER” z tyłu. Zarzucił sobie ów rzecz na szyi i podszedł do miotły ojca. Złapał ją w jedną rączkę i wybiegł na dwór. Tylko chwilkę polatam powtarzał w myślach. Wsiadł na miotłę i wzbił się w powietrze. Tyle razy to przecież robił. Tylko, że tym razem było inaczej. Wiatr był silny i jego maleńkie ciało wywiewało na wszystkie strony. W końcu spadła mu peleryna i poszybowała gdzieś hen, daleko. Z trudem zleciał, ale wiatr zawiał mocniej i miotła wypadła mu z ręki uderzając całą siłą w dom. Jak pamiętnego wieczoru błyskawica. Chris podszedł do szczątków miotły. Przełknął głośno ślinę.
James usłyszał jakiś huk. Wyszedł szybko z wanny. Osuszył się i niechlujne ubrał, po czym ze strachem zbiegł na dół. Chrisa nie było w domu. Wybiegł na dwór. Chłopic siedział na ziemi, a kawałek od niego leżała „miotła”. Choć trudno to było miotłą nazwać. To była pozostałość po miotle.
- C-co, j-jak? – wyjąkał.
- Tatusiu... – zawył Chris.
- A-ale... – James miał na wpół otwarte usta.
- Tatusiu... nie bądź zły... – zawył jeszcze głośniej Chris.
James jakby odzyskał mowę. W jednej chwili zdziwienie i smutek ustąpiło miejsca złości.
- CHRISTOPHER!
- Tatusiu... Nie krzycz...
- Coś ty zrobił!?
- Nic...
- Kłamiesz, Chris kłamiesz!
- Nie tatusiu... – zapłakał.
- TA MIOTŁA NIE JEST MOJA! – krzyknął.
- Tatusiu...
Pod nosem powiedział coś co brzmiało jak „Peleryna”.
- CO!?
- Nic...
- PELERYNA! RUSZAŁEŚ MOJE RZECZY!
- Ja nie... tatusiu ja byłem grzeczny... Ja nic...
- MIARKA SIĘ PRZEBRAŁA! – wziął syna siłą na ręce.
Nie zostaw mnie... Puść... Odczep się... Odpierdol się! – krzyczał, ale James szedł cały czas. Wszedł po schodach. Pociągną za klamkę i wszedł do pokoju.
-Słyszysz?! Odpieprz się!
Szarpną chłopca i wolną ręką przyłożył mu klapsa w tyłek. Usiadł patrząc z wyrzutem na ojca, który teraz zamkną pudło z jego zabawkami i wyszedł z pokoju. Chłopiec nie myśląc wiele wybiegł za nim.
-Zostaw! To moje! To moje!-skakał próbując odebrać, swoją własność.
Weszli do gabinetu ojca – jedynego miejsca, gdzie Chris nie miał prawa przebywać. Położył pudło na ziemi, wziął za rękę syna i na nowo zamkną drzwi. Przykucną.
-Czyje były peleryna i miotła?-Nie odpowiedział. James szarpną nim mocno.-CZYJE?!
-Twoje-po policzkach chłopca leciały łzy.
-W takim razie teraz ja zabrałem twoje rzeczy. Miło ci?-Chłopak pokręcił głową.-Oddam ci je, jak przyjdziesz mnie przeprosić i jak będzie mnie stać, żeby kupić SOBIE nową miotłe.
Odszedł korytarzem, a mały darł się jeszcze długą chwile, wołając go do siebie.
Nie przejmował się tym zbytnio. Wszedł do kuchni i postanowił coś zjeść i pomyśleć o tym, gdzie można załatwić nową szatę do gry w Qudditcha. Jednak kiedy umilkło “Tatuuuusiu!”, jego syna, zaczął się zastanawiać co teraz robi Chris.
Chłopczyk z wielka zawziętością wywalał zielone kwadratowe opakowania, które wziął z szafki nocnej ojca; przez okno. Nie zwracał uwagi na to, że starsza kobieta – mianowicie ich sąsiadka, bardzo wścibska sąsiadka pani Holm – patrzy na niego i notuje wszystko w pamięci, by jutro opowiedzieć połowie sąsiadów. Małego to wcale nie zrażało, a nawet w jakiś sposób czuł, że mu to jeszcze pomaga. Bo on jak zwykle chciał upokorzyć i zdrenować ojca i jak zawsze potem tego żałuje.
James przez chwilę starał się zapomnieć, że ma syna, ale to było trudne. Więc już po 5 minutach ruszył w stronę jego pokoju. Nie było go tam. W gabinecie nie spodziewał się go zobaczyć, bo dobrze wiedział, że Jimm by się zdrenował bardziej niż miał w zwyczaju. Jedyną opcją była więc sypialnia. To co zobaczył przeraziło go. Chris wychylał się przez okno i Jimm przez chwile myślał, że chce wyskoczyć, ale potem zauważył, że w jednej ręce malec coś ściska, a drugą co chwilę coś wyrzuca. Podszedł do niego. Chris rzucał jego prezerwatywami! Dodatkowo całą sytuację oglądała pani Holm. Jimm złapał chłopca i siłą odciągnął od okna. Zamknął je szybko, by pani Holm nie mogła usłyszeć żadnych krzyków.
- CO TO BYŁO!?
- Nic – odparł malec spokojnie.
- CHRISTOPHER!
- Tak mam na imię.
- DOSYĆ! KONIEC TEGO DOBREGO!
- Przecież fajnie się bawisz.
- TA BABA WYAGADA JUTRO POŁOWIE MIASTA!
- Będzie miała zajęcie.
- PRZEGINASZ! Chodź.
- NIE! ODJEB SIĘ!
- Powtórz to jeszcze raz-powiedział Jim, kucając obok niego.
-ODJEB SIĘ!
James uderzył go wierzchem dłoni po policzku. Został tam czerwony ślad. Miał ochotę mu powiedzieć co o tym myśli, ale usłyszał hałas, który towarzyszy zawsze przy korzystaniu z sieci Fiu i jak ktoś nawołuje go po imieniu. Złapał syna za ramię i zaprowadził do pokoju. Na dole stała Rose z córką.
-James, nareszcie-powiedział całując go w oba policzki.-Myślałam, ze cos się stało, przecież mieliśmy się spotkać w wesołym miasteczku.
-Taak... Rozmawiałem ze Scorpiusem, miał przekazać ci, że nie idziemy.
Chris zbiegł po schodach i podbiegł do cioci i kuzynki, nieświadomy tego jak bardzo jego ojciec mógł się teraz czuć upokorzony. W małych rączkach chłopca wciąż tkwiły zielone kwadraciki. Mimowolnie poczerwieniał aż po czubki uszu.
-Chodź Lyanne!-Pociągną kuzynkę w stronę schodów.
-Chris-Rose podeszła do niego i wyciągnęła z rączek ich zawartość.-Wezme to dobrze?
Chłopiec wzruszył ramionami i pobiegł z dziewczynką na góre. Rose nie była ani troche zarumieniona, czy zawstydzona. Oddała prezerwatywy kuzynowi.
-Jim, nie zostawiaj ich na widoku. Co innego ja, ale kiedy mały wyleciałby z tym przy obcych?
Przełkną ślinę. Biorąc pod uwagę, że większa część opakowania leżała na trawniku koło domu, było juz odrobinę za późno na tą rade.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ginnowata dnia Sob 15:24, 19 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z przed szklanego ekranu
|
Wysłany: Sob 3:30, 19 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
- WYCHODZĘ! – krzyknął przez ramię. Nie chciał mówić dokąd idzie. Złość odrobinę mu minęła. Odrobinkę. Były urodziny Chrisa, ale Jimm wciąż nie zapomniał o miotle, pelerynie, prezerwatywach i o kilku słowach za dużo. Więc jak to miał w zwyczaju co roku; tym razem nie spraszał rodziny i znajomych, ani też nie kupił synowi mega drogiego prezentu. Jimm teleportował się przed sklepem. Na szczęście nie przyuważył go żaden mugol. Ruszył szybko w stronę najbliższej cukierni i gdy tylko się w niej znalazł, zakupił czekoladowy tort. Kameralne przyjątko pomyślał. Czuł trochę wyrzuty sumienia, bo przecież urodziny ma się raz do roku. Ale przypomniał sobie, że musiał kupić pelerynę i miotłę za, które razem zapłacił 2000 galeonów. To było wystarczająco dużo nawet ja na dwuroczne urodziny, ale takim chamem to nie jest. Teleportował się przed domem. Miał nadzieję, że po ostatnim Chris nic nie zrobi bojąc się jego reakcji. A nic miłego by to nie było. Wszedł więc do domu czując komfort psychiczny, ale szybko go stracił. Ponieważ gdy tylko wszedł do salonu jego uwagę przykuła wielka dziura. Odłożył tort na szafkę i obszedł ową osobliwą dziurę. Tym razem pożałuje pomyślał.
- CHRISTOPHER! – krzyknął.
Chłopiec zbiegł po chwili na dół cały upaprany błotem.
- Co to ma być!? – zapytał wskazując na dziurę.
- Wiewiórki to zrobiły pewnie. Wiesz takie złe wiewiórki, które zjadają dzieci.
- CO!?
- Tato nie krzycz!
- CO TO JEST!?
- Tatusiu nic...
- Tatusiu, tatusiu! Ja ci dam „tatusiu” tym mały stymulancie! CO TO DO CHOLERY JEST!?
- Podkop – powiedział cicho malec.
- PO... PODKOP!? – wrzasnął James.
- To takie coś co się robi jak się np. gdzie wejść – zawołał. Odzyskał jakby werwę, ale spojrzawszy na ojca zamilkł.
- PODKOP!? PO CHOLERE!?
- Żeby zabrać zabawki? – podsunął chłopiec.
- CZYŚ TY ZDURNIAŁ!? KOMPLETNIE CI ODJEBAŁO!? PODKOP! PODKOP! NIE! CHRISTOPHER!
- Ehe...
- Podejdź tu – powiedział głosem ociekającym fałszywą słodyczą.
- Nie!
- Chodź – warknął.
- NIE I KONIEC! SPIERDLAJ!
- Widać, że niczego cię nie nauczyło ostatnie wydarzenie. Liczę do trzech. 1... 2... – i zanim zdążył powiedzieć trzy; Chris wbiegł do góry i słychać był jak trzasnął drzwiami.
- WRACAJ! – ryknął James.
Zero odpowiedzi. Ruszył na górę, przeskakując po dwa stopnie. Ale jak zwykle drzwi były zamknięte, a po różdżce ani widy, ani słychu.
- OTWIERAJ! – ryknął.
- NIE! DAJ MI SPOKÓJ! ODPIERDOL SIĘ!
- PRZEKLNIESZ JESZCZE RAZ, A OBIECUJĘ, ŻE ZAPAMIĘTASZ TEN DZIEŃ NA DŁUGO!
- KURWA, KURWA – zaśpiewał.
Jimm kopniakiem wywarzył drzwi. Ma się to coś pomyślał.
-WYPIERDLAJ! – wrzasnął Chris.
James podszedł do trzylatka i z policzkował go z obu stron. Chłopiec umilkł a w jego oczach pojawiły się łzy. Poczuł jakby coś go ukuło w serce, usiadł na ziemi, koło syna.
-Dlaczego taki jesteś? Dlaczego nie możesz być normalny?
I tu się przeliczył, żądając od niego poważnej rozmowy. Zamachną małą rączką i oddał ojcu. Nie wytrzymał, złapał go za ręce i uderzył kilkukrotnie w tyłek.
-CO TY SOBIE SMARKACZU WYOBRAŻASZ?! JESTEM TWOIM OJCEM I TO, ŻE PRUBUJE BYĆ DLA CIEBIE MIŁY NIE ZNACZY, ŻE MASZ PRAWO RUJNOWAĆ MÓJ DOM I MNIE BIĆ!
Chłopiec chciał coś odpowiedzieć, ale nie zdołał, bo ojciec w przypływie agresji zlał go jeszcze raz po tyłku.
Teraz płakał. Płakał szczerymi łzami 3-latka. Znowu wydawało mu się, że nikt go ni kocha. Nikt go nie kocha bez powodu. Przecież jest kochany i grzeczny!
James dyszał jakby przebiegł kilometr. Ciśnienie mu na pewno skoczyło, a serce biło jak oszalałe, ale w jakimś stopniu mu ulżyło i nie czół sie tym razem winny. Chris sam go sprowokował.
-Przeklnij teraz-powiedział do synka, ale ten się nie odezwał.-Za każdym razem, jak usłysze z twoich ust brzydkie słowo, dostaniesz po tyłku. Zrozumiałeś?-Chłopiec pokiwał gorliwie głową i wymruczał ciche “Tak”.-Nie masz prawa dotykać zabawek, które są w gabinecie. Od dziś są moje!
-Tatusiu, są moje urodziny-powiedział a po jego policzkach pociekł jeszcze większy strumień łez.
-Świetnie się składa, bo moje są za miesiąc – powiedział na odchodne trzaskając drzwiami.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ginnowata
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zduny
|
Wysłany: Sob 6:11, 19 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Już tydzień temu dostał list od dziadków i zaproszenie na zjazd całej rodziny przed świętami. Ponieważ listopadzie, był długi weekend i dyrektorka McGonagall, zgadzała się na zwolnienie uczniów do domu, uznano to za najlepszą datę. Nie był pewny, czy ma ochotę spędzać swoje 20 urodziny w takim towarzystwie. Westchną cicho, kiedy zadzwonił telefon. -Idziesz prawda?-odezwał się głos z drugiej strony słuchawki. Zsuną sie po ścianie do pozycji siedzącej.
-Chyba sobie odpuszczę-powiedział obserwując paznokcie u rąk w totalnie zgejony sposób.
-ŻARTUJESZ?! Nawet ciotka Miuriel przyjeżdża. Fleur i Bill specjalnie wynajęli pielęgniarkę, żeby Louise mógł przyjść, a ty sobie odpuszczasz? Czy jest chociaż sensowny powód?!
Przewrócił oczami, jakby rozmawiał z bratem osobiście, a nie tylko słyszał jego głos w słuchawce.
-Nie odczuwam potrzeby przebywania między członkami naszej pochlastanej równo rodzinki.
-James, zastanów się. Miałem nic nie mówić, ale dziadkowi i babci bardzo na tym zależało. To może być ostatni raz jak się spotkamy w takim gronie.
-Co? Jak to?
-Te badania dziadka... Ma raka. Leczyli go jakimiś nowoczesnymi sposobami, ale on jest złośliwy. Jimm dziadek... umiera.
Głos Al'a się załamał, a James poczuł, jak nogi robią mu się jak z waty. Gdyby teraz stał, zapewne by się przewrócił. Usłyszał jak młodszy pociąga nosem, a potem rozłącza się bez pożegnania. Jedno słowo przesądziło o wszystkim. Czy chce, czy nie - idzie na “ XVI zjazd rodziny Weasley'ów”.
- Christopher! – krzyknął.
Chłopczyk zszedł na dół. Oczy miał zaczerwienione. Pewnie znowu rozpaczał nad zabawkami i brakiem psa.
- Co?
- Nie „co” tylko „proszę” – warknął James.
- Co? – powtórzył uparcie chłopczyk.
- Chris!
- No co!?
- Nie podnoś głosu.
- Co?
- Idziemy jutro do dziadków.
- Ja nie idę! Nigdzie nie idę!
- Idziesz, bo ja ci tak mówię. Teraz możesz wracać do swojego pokoju i rozkoszować się chwilami
beze mnie.
Chłopiec wspiął się na górę.
Dzień nie minął zbyt miło. Ani Jimm, ani Chris nie mieli ochoty z tym drugim rozmawiać. James’a denerwowała ta ignorancja ze strony jego własnego dziecka. Ale co miał niby zrobić? Tej nocy nie spał. Nie mógł spać, nękały go koszmary i złe wizje. Chris wstał rano wcześnie, ubrał się sam. Zrobił sobie coś do jedzenia, a potem siedział na kanapie – nowej rzecz jasna. Chłopiec szedł w zaparte i nie chciał się teleportować, więc przemieścili się siecią Fiuu.
- Jimmy! Chris! – zawołała Heather i podbiegła do nich z wyrazem zadowolenia na twarzy.
- Cześć blondyna. Gdzie Lilaśna?
- Siedzi tam i nic nie mówi, ogólnie ostatnio jest jakaś dziwna.
- Taa. Muszę z nią pogadać.
- Jimmy co się stało? Rodzice nic nie chcą powiedzieć. Al też.
- Nie przy nim.
- Ale obiecaj, że potem powiesz mi wszystko.
- Tak.
Chris odbiegł szybko w stronę Lyanne.
Jimm zobaczył dziadka idącego w jego stronę.
- Jimmy! – zawołał i uściskał go. Brakowało mu tego.
- Dziadku, cieszę się, że cię widzę.
- A gdzie mój prawnuk?
- Nie wiem.
- Coś się dzieje?
- Nie dziadku. Wszystko gra – zmusił się do sztucznego uśmiechu.
- Chodź babcia zaraz poda do stołu.
I razem ruszyli w stronę stołu. Jimm przywitał się ze wszystkimi oprócz swoich rodziców. Wiedział, dlaczego żaden członek rodziny nie opuścił dzisiejszego zjazdu. On nie był lepszy, ale chciał to wykorzystać i pogadać z Lily.
-James, opowiadaj co u ciebie?
-Jestem szukającym w reprezentacji-powiedział dumnie, nie starając się być nawet skromnym.
-Brawo! Myślę, że dostane darmowy bilet na twój mecz w pucharze, co?
-Dziadku, chodź bym miał oddać na to ostatnie pieniądze.
Artur uśmiechną sie słabo.
-Ktoś ci powiedział?-James sie zarumienił.
-Nie chodzi o twoją chorobę. Chce, żebyś tam był. Myślę, ze rodzice i tak by nie przyjechali.
-James, czy jest coś o czym chciałbyś żebyśmy pogadali?
Teraz Artur Weasley doznał wrażenia De Ja Vu. Tak samo ponad 20 lat temu patrzył na niego Harry Potter, gdy zadał mu to pytanie.
-KOCHANI, ZAJMUJCIE MIEJSCA PROSZE! W TYM ROKU WASZE IMIONA ZOSTAŁY WYDRUKOWANE NA KARTECZKACH! SIADAJCIE! SIADAJCIE!
Cała sala ciotek bliższych i dalszych, kuzynostwa 1 i 2 stopnia, matek i ojców, sióstr i braci oraz wszystkich innych, którzy znajdowali się na sali ruszyło chmarą na poszukiwanie swoich miejsc. Swoje znalazł w przeciągu chwili, bo jak zawsze “dobrze chcąca” babcia usadowiła go koło ojca. Spojrzał porozumiewawczo na brata, który z miłą chęcią zamienił się miejscem koło wuja Percy'ego. Chris, siedział z resztą młodocianych bandytów przy drugim końcu stołu.
Wszystko było jak zwykle. Wujek Percy wzniósł, niezwykle długi niezwykle usypiający toast, za ich kochaną rodzinkę, potem dziadek i babcia życzyli wszystkim smacznego, a na końcu wszyscy odsłonili pokrywki waz z rodzinnej porcelany i rzucili się na jedzenie... No może z jednym wyjątkiem. Ronald Weasley otworzył jedną z waz, pod którą powinny znajdować się udka z kurczaka, lecz ku jemu przerażeniu wyskoczyły z niej 4 sporej wielkości gnomy ogrodowe.
-CHRIS MÓWIŁEŚ, ŻE TEN GARNEK JEST PUSTY!-Lyanne, wydarła się na kuzyna, swoim piskliwym głosikiem.
Wzrok wszystkich nie padł jednak na 3-letniego młodocianego przestępce, a na jego ojca. James patrzył na szkody wyrządzone przez śmierdzące potworki. Jedzenie zmarnowane, rodzinne wazy pobite, obrusy potargane, ludzie wystraszeni i zniesmaczeni. Babcia Weasley wyglądała jakby miała paść na zawał. Reszta szeptała między sobą i zachowywała się jakby James przed chwilą po pijaku wskoczył na stół i odstawił podczas tego 'święta' kankana. Jedynie dziadek Weasley powstrzymywał się od śmiechu, co chwile zakrywając usta.
Wstał od stołu i ruszył po syna. Złapał go za rękę i wyprowadził przed dom.
- Zostaw mnie, kurwa odpierdol się! – krzyknął. James nie miał siły na nic. Jego matka, która nie wiadomo czemu, wybiegła za nimi stała teraz w bezruchu i przyglądała się to wnukowi to synowie. James ścisnął mocniej rękę Chrisa i całą siłą woli skupił się na teleportacji. Po chwili byli już przed domem. James siłą zawlekł syna do salonu.
- MUSIAŁEŚ TO ZROBIĆ!? – ryknął.
- Lyanne kłamała. To nie ja...
- TO TY KŁAMIESZ CAŁY CZAS! – wrzasnął.
- Tatusiu, ja nie...
- CHCIAŁEM BYŚ JEDEN RAZ BYŁ DZIECKIEM! NORMALNYM DZIECKIEM!
- Tatusiu...
James podszedł do syna i potrząsnął nim mocno.
- ZA WSZYSTKO CO ZROBISZ TY, JA OBRYWAM! ROZUMIESZ!?
- ODJEB SIĘ! – krzyknął chłopiec i wyrwał się. Pobiegł szybko na górę, a James za nim o mało co nie przewracając się na schodach. Drzwi nie były zamknięte.
- CHRISTOPHER!
- IDŹ SOBIE! CHCE BYĆ SAM!
- BĘDZIESZ JAK Z TOBĄ SKOŃCZĘ! CHODŹ!
NIE! ODWAL SIĘ! ODPIERDOL SIĘ! WYJDŹ! SPIERDALAJ! SŁYSZYSZ?! SPIERDALAJ!
-CHRISTOPHER...
Przerwał, bo na dole drzwi otworzyły się z hukiem. Mógł to być każdy, poczynając od dziewczyny z którą teraz sypiał, a kończąc na włamywaczu. Sięgną do kieszeni, wyciągną różdżkę. Zszedł po schodach trzymając ją przez cały czas przed sobą.
-Uspokój się James. Twoje umiejętności magiczne stanęły na poziomie 5 klasy, cudem zdałeś OWUTEM'y, więc nie wiem jak miałbyś komukolwiek zrobić krzywdę.
Tylko jedna osoba, mogła być dla niego tak szczerze okrutna.
-Czego chcesz? -jego głos był spokojny, ale nie miał ochoty rozmawiać. Czół się wykończony psychicznie.
-Dziś upadłeś tak nisko, że aż mi się zrobiło żal. Matki, Al'a, Lily i Heather! Mozesz sobie mówić “Nie jesteś moim ojcem”, ale to nie umniejsza wstydu, jaki przez ciebie musimy wycierpieć. Wszyscy słyszeli reakcje twojego syna, którego TY nie umiesz wychować! Nie pomyślałeś, jak musieli się czuć dziadkowie?! Wiesz jakie to spotkanie było dla niech ważne! Nie, ciebie obchodzisz tylko TY i twoje PANIENKI.
Z każdym słowem James, czół się coraz mniejszy. Nie potrafił z tym walczyć, był nieudacznikiem, jego ojciec miał racje.
-To miał być dzień Artura, wiedziałeś o jego chorobie! To twój dziadek, na boga, w ogóle cie to nie obchodzi?! Nie umiesz zapanować nad 4-latkiem!!! Nawet on cię nie słucha, bo nie jesteś dla niego autorytetem! Nie zastanawiało cię, jakim cudem Al doszedł tak daleko?
Kap, jedna łza ściekła z jego brody i znikła w brązowej powierzchni dywanu.
-Dlaczego Lily, nie jest uważana wszystkich za żałosną?
Kap, druga dołączyła do swojej poprzedniczki.
-Heather, mimo że chodzi dopiero do drugiej klasy ma zapewnioną przyszłość.
Nie wytrzymał łzy ciekły po jego policzkach. Czół się jak dziecko. Małe, bezbronne, które nagle wypuściło z rąk szklaną kuleczkę, a ta rozbiła się na miliony kawałeczków. Chciał ją pozbierać, ale odłamki powbijały mu się do palców sprawiając niesamowity ból.
-Wyno-oś się-powiedział wycierając rękawem bluzy twarz. Przymkną powieki i nie otwierał oczu. Nie chciał patrzeć, na osobę, którą powinien nazywać ojcem.-W-YJDŹ Z TEGO D-OMU!
- Nie wyjdę!
- To jest mój dom i nie życzę sobie, żebyś ty tu był!
- James partaczysz wszystko!
- To ty wszystko psujesz! Niszczysz mnie! Moje życie! Nastawiasz przeciwko mnie moje dziecko!
- Dziecko, które mimo 4 lat zachowuje się jak chuligan!
- WYNOŚ SIĘ!
- Taki dajesz mu przykład!?
- Nie jestem już dzieckiem i nie będziesz mi prawił kazań!
- Zachowujesz się jak dziecko, więc nim jesteś! I jak chcesz go wychować!? Pozwalając mu na wszystko!? I pobłażając za każdym razem!?
- Nie pobłażam mu – wysyczał.
- Nie tylko przymykam oczy i udaje, że nic się nie stało – zakpił.
- Nie będę ci szczegółowo opowiadał jak wychowuje swoje dziecko – rzekł chłodno.
- Wszyscy widzieli jak go wychowujesz! Nie jesteś dobrym rodzicem James!
- A ty to co!? Jesteś wspaniałym rodzicem, tak!? Twoje dzieci lgną do ciebie i mówią ci o wszystkich problemach!? Otóż nie! Lily ma od dawna kłopoty uczuciowe, a teraz popadła w skrajną depresję, ale TY tego nie widzisz! Nie widzisz, że twoja własna córka cierpi! Dlaczego Al rozmawiał o tym ze mną, a nie z tobą!?
- Ta rozmowa prowadzi donikąd – powiedział i wyszedł.
James stał przez chwilę oniemiały. Właśnie powiedział ojcu cos co go zabolało. Poszedł na górę.
- Christopher! – zawołał. Chłopiec nie odpowiedział. Poszedł go szukać. W jego sypialni nie, w pokoju też nie. Wszedł do łazienki.
- Dlaczego!? – krzyknął zrozpaczony. Otóż jego syn w przypływie złości – jaką to często posiadał – zbił lustro i zrzucił jakiś sposobem szafkę na ziemię. Szafkę z wszystkimi płynami i kosmetykami.
- Bawię się, bo nie mam zabawek! – krzyknął Chris i cisnął w James’a podniesioną z ziemi pozostałością fiolki po perfumie.
- Christopher! – najpierw jego syn, potem jego ojciec, potem znowu jego syn. Co jeszcze? Może zaraz przyjdzie tu nowa partnerka łóżkowych zabaw z wiadomością, że jest w ciąży. Miał nadzieję, że nie.
- Idź sobie! Chce się pobawić! SPIERDALAJ! – chłopiec wziął jeszcze jeden flakonik i rzucił nim w Jimma, który uchylił się w ostatniej chwili, a cios przyjął wazon z kwiatami, który przewrócił się i potoczył ze schodów niszcząc się doszczętnie, oraz oblewając przy okazji dywan.
- CHRISTOPHER!
- NANANA! NIE MA CIĘ TU! NIE SŁYSZĘ CIĘ! IDŹ
SOBIE! SPIERDALAJ!
Tego było mu za wiele. Miał ochotę spakować się i wyjechać, ale na wspomnienie ostatnich 'wakacji', poczuł się jeszcze bardziej bezsilny niż był. Złapał syna za ucho i pociągną w stronę pokoju. Chłopka wykrzykiwał przekleństwa pod adresem ojca i kopał go po nodze. Zamkną drzwi i okna zaklęciem, tak aby nie mógł wyjść, a samo poszedł do sypialni. Położył się na łóżku i pomyślał, że chce zasnąć, obudzić się i znów mieć 15 lat i nie dopuścić, żeby jego życie był linią pochyłą w dół, spadającą jak kiepskie obligacje 'na łeb, na szyje'.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ginnowata dnia Sob 15:32, 19 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Amanda
Hogwartczyk
Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:16, 19 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
eee...przeczytałam już wszystko:(
Myślałam, że jest coś jeszcze:D
A Ty Szajbusiątko może przrwij o Chrrisie na chwilkę trzy blogu czekaja na następną notkę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ginnowata
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zduny
|
Wysłany: Sob 14:20, 19 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Na razie to stanęło śmiercią naturalną, bo Nożycorenkiej nie ma, a notka jest tylko w połowie, bo piszemy na zmianę Zaraz coś sie postaram wyskrobać, ale destrukcji Chrisa to i tak nie przebije
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ginnowata
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zduny
|
Wysłany: Nie 16:34, 20 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Obudziły go hałasy dochodzące z dołu. Sceptycznie nastawiony i gotowy na wszystko zszedł na dół z zaledwie samych bokserkach i z różdżką w ręku. Hałasy nasilały się z każdym jego krokiem i gdy stanął u dołu schodów niewątpliwie stwierdził, że dochodzą one z salonu. Wszedł do pomalowanego na niebiesko pomieszczenia i zauważył coś co przebiło wszystko. Gdyby to był film, a on byłby na tym filmie w mugolskim kinie. Śmiałby się z tego idioty, który jest ojcem tego dziecka. Chris jak zwykle zrobił coś destrukcyjnego pod każdym kątem. Otóż przywlekł drabinę („Pewnie z szopy” pomyślał smętnie Jimm) i z jej pomocą wszedł na żyrandol i aktualnie bujał się na nowym zakupionym przez James’a kryształowym żyrandolu, który kosztował dwie jego wypłaty, a zarabiał 3 tysiące.
- ZŁAŹ! – krzyknął.
Chris nic nie powiedział z całą pewnością nie miał jak zejść. James policzył do dziesięciu. Nie wiedział po co, bo i tak się nie uspokoił. Mruknął coś do różdżki i Chris spadł w jego ramiona. Na dla nieszczęście po chwili spadł też żyrandol za ponad 5 i pół tysiąca. James postawił syna na podłogę i spojrzał na niego nie przychylnym spojrzeniem.
- Tatusiu zobacz żyrandol spadł... – powiedział słodko.
- NIE RÓB ZE MNIE IDIOTY! CO CI STRZELIŁO DO ŁBA!?
- Ale to nie ja.
- Sugerujesz, że jestem ślepy!? Przecież widziałem!
- Tatusiu, ale nie masz okularów. Pomyliło ci się – spojrzał na niego wielkimi brązowymi ślepiami, ale wcale go to nie uspokoiło czy nie sprawiło, że złagodniał, wręcz przeciwnie poczuł jeszcze większą złość. Kłamanie w taki sposób. Nie miał pojęcia skąd Chris się tego uczy. Wiedział jedno, że wcale mu się to nie podoba i, że ON go tego oduczy. Łapiąc się każdego sposobu.
- Jeśli... – zaczął i zastanowił się przez chwilę – Jeśli Christopherze powiesz prawdę to będę łagodniejszy.
- Ale to jest prawda – zarzekł się malec.
- CHRISTOPHER!
- Tatusiu kocham cię... – po policzkach zaczęły spływać mu łzy.
- TY MAŁY AKTORZE! NIE DAM SIĘ JUŻ NA TO NABRAĆ! ZA WIELE RAZY PRZEZ TO PRZECHODZIŁEM!
- Ale to był ostatni raz... ja już...
- Ty zawsze to mówisz! Ja już nic nie zrobię, będę grzeczny, tatusiu kocham cię!
- Tatusiu... – zawył i cofnął się parę kroków.
- Chris pamiętasz jak kiedyś pytałem cię czy pieniądze spadają z nieba? – malec pokiwał głową – A ty co mi powiedziałeś?
- Że tatuś zarabia pieniążki.
- A wiesz, że ten żyrandol kosztował tatusia dwie wypłaty?
- A to bardzo dużo? – zapytał płaczliwym tonem.
- Na tyle bym zrobił to co ostatnio z bonusem.
- Tatusiu... – zapłakał.
- Chris chodź.
Malec potrząsnął głową. James policzył do trzech i ruszył w stronę syna. Chris był jednak szybszy, wbiegł na górę jak to miał w zwyczaju i zabarykadował się w łazience – mała odmiana.
Jim wleciał na górę zanim i zaczął walić pięściami w drzwi. Jakby zapomniał, że ma po coś różdżkę.
- CHRIS OTWÓRZ!
- ODPIERDOL SIĘ!
- OTWIERAJ!
- NIE! SPIERDALAJ! IDŹ STĄD! DAJ MI SPOKÓJ! SPIERDALAJ!
-Proszę bardzo – warknął James do klamki i szybko zszedł na dół po różdżkę po czym wrócił z nią do góry i otworzył drzwi zaklęciem.
Wpadł do środka i bez namysłu pierwsze co zrobił to odkręcił lodowatą wodę w prysznicu, w którym stał Chris.
Chłopak zawył i spróbował przebiec między nogami ojca, ale ten go złapał i postawił przed sobą. Patrzył mu chwile w oczy, które wyglądały jakby żyły własnym życiem. Podczas gdy chłopiec stał spokojnie, z nich błyskały iskierki rozbawienia.
-Porozmawiasz ze mną?
-NIE! ODPIERDOL SIĘ!
-Pamiętasz co stało się kiedy kląłeś w dniu swoich urodzin?
Chłopiec nic nie powiedział, ale jego usta wykrzywiły się w grymasie.
-Wtedy, obiecałem ci, że jeśli będziesz klnąć to zrobię to jeszcze raz-zaczął się wyrywać, ale ten szarpną nim, żeby się uspokoił.-Nie chce tego robić, ale musisz przestać używać brzydkich słów!
Chłopiec milczał, ale ciężko było powiedzieć co zrobi. Mógł stać tak 2 godziny, mógł zacząć tańczyć, mógł odgryźć mu palec.
-Czemu zepsułeś żyrandol?
-Bo cię nie lubię-odpowiedział spokojny tonem. James czół się totalnie skołowany, jakby jego synek miał rozszczepienie jaźni... A może tak właśnie było?
-Nie musisz, ja też za tobą nie przepadam i zastanawiam się czy nie wymienić cię za hodowle szynszyli. Brudzicie oboje tyle samo, a one nie rujnują ci mieszkania. A więc czemu to zrobiłeś?
-Bo cię nie lubię-odpowiedział znów.
-Czemu to zrobiłeś?
-...-zapadło milczenie, po jego policzku potoczyła się łza. Nie miał ochoty krzyczeć na Chrisa, nie tym razem. Może właśnie znalazł klucz do uspokojenia go?
-Będę musiał dać ci karę.
Chłopiec nie odpowiedział, pokiwał tylko lekko głową i wyciągną rączki do przodu. Objął głowie ojca pulchnymi ramionami i szlochał cichutko. Jim, zastanawiał się czy powinien teraz na niego krzyczeć. W końcu okazał skruchę, jednak z drugiej strony... skrucha za 4 tysiące. Przełkną ślinę i pogładził syna po przydługich włosach.
A może on sam potrzebował takiego gestu od kogoś i był gotów wybaczyć małemu?
Rozwiązanie spadło mu jakby z nieba. Psycholog! Wprowadzenie tego rozwiązania w życie mogło być no cóż, troszkę trudniejsze niż wymyślenie go.
Z samego rana w środę poszedł do pokoju syna, który aktualnie – odzywał się, ale jako, że nie dostał powrotem swoich zabawek był bardzo markotny.
- Chris! – zawołała niezbyt głośno.
- Co?
- Chris mówi się proszę – upomniał go jak z resztą za każdym razem.
- No, to co?
- Ech... Idziemy do psychologa. Za dwie godziny – powiedział.
- Ja nie chce!
- Chris idziesz.
- Proszę.
- Nie Chris.
- A oddasz mi zabawki? – zapytał błagalnie.
- Po zniszczeniu żyrandolu za 6 tysięcy? – zapytał ostro, a Chris już nic nie powiedział. James zszedł na dół by napić się czegoś „mocniejszego”. Ledwo upił łyk Ognistej, a do domu ktoś „wpadł”.
- Siemano skrajna depresjo! – zawołała Lily.
- Powiedział ci?
- Nie podsłuchałam jak mówił mamie. No więc ja tu se kulturalnie siupne, a ty mi braciszku opowiesz co się działo jak mnie nie było – powiedziała i usiadła na kuchennym krześle.
- Musisz wszystko wiedzieć, co? – zapytał z maleńkim rozbawieniem.
- Ehe.
- On ma po tobie to „ehe”?
- Przewrażliwiony jesteś. Gadaj!
- Posprzeczaliśmy się.
- Robisz ze mnie idiotkę? To wiem.
- No dobra! Ojciec jak zawsze powiedział mi jaki jestem zły. Załatwił mi posadę, wplątał się w moją ocenę egzaminacyjną, a matka powiedziała Chrisowi, że jeśli go jeszcze raz uderzę to go zabierze – powiedział i pociągnął łyk.
- Dawaj to! – Lily wzięła od brata butelkę, wypiła spory łyk i spojrzała na niego tymi brązowymi oczami tak podobnymi do tych, które ma on i Christopher – Bijesz go?
- Czasami.
- James!
- No co!? Lily on jest niemożliwy. Zniszczył mi dwa żyrandole, spalił kuchni, zniszczył miotły, przeklina, uderzył mnie, zdemolował salon, wywalili go z przedszkola, złamał różdżkę ministra...
- Dobra starczy.
- A z tobą co depresjo skrajna?
- Nic Jimm. Wszystko okej.
- Lilaśna mnie nie okłamiesz. Co jest?
- Bo ja... Philipe... My zerwaliśmy ze sobą i ja tak jakoś tęskniłam za nim... Chce do niego wrócić. Napiszę mu jeszcze dziś.
- Zabije go.
- Nie Jimmy to moja wina. Masz swoje kłopoty, swój dom, swoje życie nie będę ci wchodzić w nie z butami.
- Lily przecież jesteś moją siostrą.
- Wiem Jimm i cieszę się z tego powodu. Nie przejmuj się rodzicami. Zrozumieją... kiedyś.
I wyszła. Ostatnie dwie godziny James spędził na umawianiu się z Adrien , oraz myśleniu gdzie popełnił błąd. Zasadniczo to w wielu miejscach, no ale cóż...
Gabinet pani psycholog był miejscem dość osobliwym. Chris siedział na krześle obok niego z wyrazem totalnej pogardy i złości.
- Christopher tak? – zapytała uprzejmie kobieta.
- No.
- Chris – fuknął Jimm.
- Proszę się nie przejmować panie Potter. Chris jesteś dzieckiem dość osobliwym. Powiedz mi dlaczego jesteś niegrzeczny?
- Bo go nie lubię.
- Kogo?
- Jego – wskazał głową na Jimma w, którym zagotowało się ze złości.
- A czemu nie lubisz swojego taty?
- Bo jest głupi i umawia się z panienkami.
- Chris nie wydaję ci się, że nie powinieneś tak mówić?
- Zależy. Jeśli spojrzeć na to ze strony takiej, że ON się wkurzy to może lepiej tak nie mówić.
- Eee... Dobrze. To chyba na tyle panie Potter.
- Dziękuje.
Jimm wyprowadził Chrisa z gabinetu. Chłopiec uśmiechał się tryumfalnie. Przed budynkiem teleportowali się do domu.
- Co to miało być? – krzyknął.
- Nic.
- Christopher!
- Odpierdol się!
- Przeklnij jeszcze raz!
- Spadaj! Spierdalaj! Odpierdol się! – zaśpiewał.
- Pamiętasz co ci obiecałem?
Chris nie odpowiedział tylko szybko uciekł w stronę swojego pokoju.
- Otwórz! - krzyknął Jimm. Nie chodziło mu już o samą wizytę, tylko o to przeklinanie z ust jego syna. Drażniło go to.
- Nie!
- Otwieraj!
- Nie i nie! ODJEB SIĘ!
James wycofał się. Był umówiony za godzinę z Adrien i spodziewał się jakiś owocnych plonów owego spotkania. Był gotowy raz ustąpić dla dobra swojego zdrowia i komfortu psychicznego.
Godzinę później zamknął dom na klucz i wyszedł.
Wieczór minął bardzo przyjemnie. Kolacja we dwoje w restauracji, a potem szybki numerek u niej w mieszkaniu. Gdy wracał do domu koszulę miał niechlujne wystającą ze spodni, a włosy zmierzwione jeszcze bardziej niż zwykle. Wszedł do domu i nie wiedzieć czemu poszedł do salonu, może to takie przyzwyczajenie? Myślał, że kurwica go strzeli. Telewizor, który notabene był najnowszym modelem został zbity, a w otworze na ekran leżały szczątki nowej miotły. To była około 5 w ciągu 3 miesięcy.
- CHRISTOPHER!
Chłopczyk zszedł na dół w piżamce w złote znicze z miną aniołka.
- Tak tatusiu?
- Co to jest? – zapytał wskazując ręką na szczątki telewizora i miotły.
- To mógł zrobić kafel, taki zły kafel.
- CO!? Kafel, zaraz, a czy ja ci nie zabierałem WSZYSTKICH zabawek!?
- No.
- Wszedłeś do mojego gabinetu!
- Nie!
- Kłamiesz!
- Nie! To ty kłamiesz! Poszedłeś sobie z tą babą, a mówiłem ci, że jej nie lubię! Mówiłem!
- Ty nie lubisz żadnej kobiety z, którą się spotykam – wysyczał.
- Spierdalaj!
- Obiecałem ci coś Christopher – powiedział jadowicie James, a chłopiec wbiegł po schodach na górę. Znowu zabarykadował się w jego sypialni. Tym razem był na to przygotowany. Jednym zaklęciem otworzył drzwi, mały schował się za łóżko. Wszędzie na ziemi porozkładane były zabawki, które – jakimś cudem – wyciągną z pokoju. Nie zastanawiał się jak to mu się udało, a szkoda, bo może zrozumiałby, że zapasowej różdżki nie zostawia się w domu.
-CHRISTOPHER!-Podniósł wydającego z siebie dziwne odgłosy i przekleństwa syna i uderzył go kilkakrotnie w dolne partie ciała. Chłopiec wciąż krzyczał, bynajmniej nie z bólu.-Chce usłyszeć od ciebie słowo 'przepraszam'-powiedział stanowczo.
-ODPIERDOL SIĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘ!
Uderzył go znowu. Tym razem o wiele mocniej... Za mocno jak na ukaranie 4 -latka. Wyciągną go z pokoju i ustawił w kącie na korytarzu.
-Nie masz prawa sie stąd ruszyć! Przyjde tu za chwile i wtedy porozmawiamy!
Wyszedł. Musiał ochłonąć, zeby nie zrobić nikomu krzywde. Powstrzymać się, zeby nie zejść na dół po butelkę bursztynowego płynu, choć głosik w jego głowie, wydawał się mówić
“Ulży ci”. Żeby nie oddać syna do adopcji.
Usiadł na stołku. Nawet psycholog, nie dał sobie z nim rady.
“-Pana syn cierpi na ADHD, a do tego jest dość wyjątkowym człowiekiem. Zdaje sobie sprawę, ze robi źle, ale robi to, żeby sprowokować do agresji względem swojej osoby, Radziłabym iść do innego specjalisty i upewnić się, czy Christopher nie ma zadatków na masochistę. W tym wieku można to jeszcze z niego wykorzenić, a im później tym...”
Włożył dłoń do kieszeni szerokich spodni, ale karteczki z numerem, którą od niej dostał tam nie było. Najprawdopodobniej wypadła, kiedy Adrien zrywała z niego ciuchy i teraz leżała gdzieś u niej na dywanie, co wiązało się z tym, że dziewczyna więcej nie zadzwoni.
Rozważani przerwał odgłos, szybko przebierających nóżek dziecka. Wszedł na piętro.
-CHRISTOPHER!
-Evanda Kendavra-wrzasną mały trzymając w ręku różdżkę ojca.
James zamarł. Nie z powodu, tego co znajdowało się w dłoni jego syna, ale z powodu zaklęcia, które wypowiedział. “Avada Kedavra”, czy o to chodziło? Owszem, nie był do tego zdolny, z powodu swojego wieku, ale sam fakt, że Chris miał zamiar potraktować ojca uśmiercającym urokiem był przerażajacy.
-Kurwa, nie podziałało!
Nogi jakby wrosły mu do ziemi, a szczęka opadał do kolan. Czekał na to, że z szafy wyjdzie różowy stworek w pomarańczowym topie i wrzaśnie “TO SEN JAMES! HA HA HA! TO SEN IDIOTO!”. Prędzej, niestety mógł się spodziewać, że Święty Mikołaj przestanie się wściekać o dziurę w spodniach, jaką mu zrobił gdy miał 6 lat.
-CHRISTOPHERZE HARRY POTTERZE! CHCĘ USŁYSZEĆ LOGICZNE WYTŁUMACZENIE!
-Trudno czegoś takiego wymagać od 4 -latka. Logika jest poza moim postępowaniem-stwierdził poważnie chłopiec.
James złapał go za przegub, sam nie do końca będąc świadomy co ma zamiar zrobić. Miliony myśli kołatały sie po jego głowie, ale jedna przewyższała na tamtymi: “ZLEJ GO!”.
Wyciągną pasek ze spodni i zaczął uderzać na oślep. Nie trwało to długo, ale kiedy skończył chłopiec płakał straszliwie, a na jego rączkach i nóżkach pojawiły się poziome fioletowe kreski.
Jakkolwiek złym ojcem był do tej pory, teraz nie zasługiwał nawet na miano 'ojca'.
Wyszedł z pokoju. Wręcz wybiegł na podwórko i teleportował się do Rose.
- James! – zawołała radośnie, Lyanne przytuliła się do niego.
- Lyanne bo udusisz wujka – zażartował Scorpius.
- Możecie ją, no wiecie.
- Lyanne idź na górę – powiedziała Rose i gdy kroki dziewczynki ucichły zapytała – Co się stało?
James nie wytrzymał. Łzy bezsilności spłynęły po jego policzkach. Rose podeszła do niego.
- Jimmy – pogładziła go po policzku. Potrafiła pocieszyć, ale tym razem nic nie mogło mu pomóc. Nienawidził siebie z całego serca.
- Ja... go uderzyłem.
- Dlatego płaczesz? Przecież nie pierwszy raz.
- Ale nie tak. Ja go zbiłem, tak naprawdę.
- Jak?
- Pasem.
- CO!? Jimmy powiedz chociaż, że nie mocno. Błagam – Rosie miała przerażony wyraz twarzy. Scorpius siedział w fotelu i przyglądał im się.
- Nie wiem. Nie wiem ile to trwało, ale chyba krótko. Biłem go na oślep. Ma ślady... Rose ja siebie nienawidzę – znowu zapłakał.
- Długo będziesz pracowałby było tak jak wcześniej.
- Czyli? Żeby mi rujnował dom.
- Nie Jimm. Żeby wierzył, że ktoś go kocha. Dla niego to jest jeszcze trudniejsze niż dla ciebie.
- Ja nie wiem co we mnie wstąpiło. Ale najpierw żyrandol, potem nagadał psychologowi, telewizor, miotła, te przekleństwa, zero słuchania. Gotowało się we mnie, a na końcu zabrał moją różdżkę i...
- I co?
- Avada.
Rose zasłoniła usta dłońmi.
- Avada? – spytała słabo.
- Nie wytrzymałem. To samo... Nienawidzę się, Chris mnie nienawidzi. Jestem okropnym ojcem.
- Nie jesteś James! – powiedziała stanowczo – Gówno mnie obchodzi co mówi rodzina, rozumiesz? Moi rodzice są za tobą, też uważają, że wujek przesadza. Każdy ci mówi, że masz go wychować, a ty nie dajesz rady. James to jest kryzys, ale wyjdziesz z niego, obaj wyjdziecie.
- Kurwa.
- James – Scorpius objął Rose, która teraz też płakała.
- Ja już pójdę.
I nie czekając na nic. Teleportował się w swoim domu. Poszedł do salonu. Chris leżał na podłodze i trząsł się, obk niego na podłodze leżał pasek. James podszedł do syna i wziął go na ręce. Mały wyrywał się i krzyczał.
- Nic ci nie zrobię.
Jednak chłopiec nadal się wyrywał. Zaniósł go do pokoju i położył na łóżku. Okrył go kołdrą. Wiedział, że wszystko małego boli.
Tej nocy nie spał. Każdy szmer wybudzał go z napoczętej na chwilę drzemki, bo snem nazwać tego się nie dało. Bał się, że rano obudzi się, a chłopca nie będzie i był świadomy tego, że tym razem malec miał ku temu powody. Nienawidził się mimo tego co powiedziała Rose.
Pisane z Nożycoręką x] 8 stron w Wordzie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ginnowata dnia Nie 17:16, 20 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z przed szklanego ekranu
|
Wysłany: Pon 12:08, 21 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
James Potter patrzył z niedowierzaniem na ubranych w białe kitle mężczyzn, pochylających się nad jego dziadkiem. Widział jak podają mu jakieś dziwne płyny, mamroczą pod nosem zaklęcia o których nigdy nie słyszał, jak nieruchome ciało porusza się na moment a potem znów opada spokojnie na łóżko.
Matka w tulona w jego prawy rękaw płakała nieustannie, Albus przytulał babcię. Słyszał krzyk swojego synka, który nawoływał go do siebie. Nie ruszył się. Wiedział, że równie załamane co reszta rodziny Rose i Lily starają się uspokoić przerażonego chłopca.
-1... 2... 3... już-kolejne zaklęcie, które miało zmusić aby krew w żyłach zaczęła płynąć nie zadziałało.
-Wszystko będzie dobrze-szeptał do swojej matki. Trzymała go tak mocno, jakby bała się, że zaraz wyjdzie trzaskając z impetem drzwiami.
Świat zatrzymał się. Wskazówki wielki zegara, nadającego rytm życiu stanęły.
Cały dom zdawał się umierać wraz z Arturem Weasley'em.
“-Wesołych świąt!”-Te dwa słowa, wypowiedziane przyjaznym, szczęśliwym głosem, zdawały tłuc się jak echo w głowie każdego.
2 dni wcześniej...
- Adrien naprawdę nie jesteś?
- Nie. James czy to twoja wina? Nie, więc koniec tematu – powiedziała. Po chwili dało się słyszeć tupot maleńkich nóżek. Chris wbiegł do kuchni. Nawet nie zaszczycił James’a spojrzeniem.
- Ładnie się pani umalowała – powiedział. James odetchnął z ulgą, a Adrien uśmiechnęła się, ale mały po chwili dodał – Jak wampir.
James chciał go udusić.
- Chris przeproś – powiedział, jednak chłopiec nie przeprosił tylko się rozpłakał.
- Bo ty mnie nie kochasz w ogóle – powiedział, gdy się troszkę uspokoił – Umawiasz się z jakimiś dziwkami, a mnie masz gdzieś!
- Chris!
- Nikt mnie nie kocha – zawył – Mama mnie nie kocha, ty mnie nie kochasz! A ona jest brzydka! I ma usta jakby ją osa użądliła.
- Christopher!
- Nie masz nawet gustu! Ta ostatnia miała duże piersi, a przedostatnia miała kota! Nie cierpię kotów! Chce pieska! A to śmierdzi! – rzucił James’owi prezerwatywę.
- Inne!? – krzyknęła Adrien.
- Addy nie ma innych.
- SĄ! JESSICA BYŁA W CIĄŻY I ZERWAŁA! – wrzasnął histerycznie Chris, tak naprawdę to chciał by Adrien też zerwała.
- Mówiłeś, że jestem jedyna!
- Bo jesteś.
- KŁAMIESZ! – wrzasnął Chris.
- Adrien zaczekaj! – ale Adrien już wstała i szła do wyjścia. James pobiegł za nią, ale nie wróciła. Słychać tylko było plaśnięcie i James wrócił z czerwonym policzkiem.
- CHRISTOPHER! – ryknął, już wcale się nie nienawidził.
- Tatusiu...
- CO TO MIAŁO BYĆ!?
- Sztuka teatralna? – podsunął.
- STRACIŁEM PRZEZ CIEBIE DZIEWCZYNĘ!
- Nie pierwsza!
- Ty mały bezczelny smarkaczu! Podejdź tu!
- Nie! Odpierdol się!
Już nie żałował, że go zlał, już siebie kochał. Podszedł do Chrisa złapał go w pół.
- Przeproś.
- Nie! Odwal się!
Podniósł rękę, ale...
- JAMES!
To Lily stała w drzwiach kuchni. Chris wyrwał się i uciekł do Lily, która wzięła go na ręce i pocieszała.
- Kochanie idź na górę – powiedziała po chwili i gdy chłopiec był daleko zwróciła się do brata – Zwariowałeś!?
- Nie! Lily i jeśli ja go wyzywam i karam to ty nie będziesz go pocieszać!
- Mniejsza o to co zrobił. Idziesz do dziadków?
- Kiedy?
- Na święta, miałam cię zaprosić. Właściwie to ojciec miał.
- Nie wiem.
- James proszę, chodzi o dziadka, on może... – zalała się łzami. James przytulił ją i pogładził po włosach.
- Będzie dobrze – szepnął.
-Za dwa dni, przynajmniej zrób to do dla niego.
Idzie. Musiał iść. Od przybycia Lily do domu pod Magnoliowym Łukiem, wiedział, że najtrudniejszą sprawą w tym wszystkim, nie będzie towarzystwo ojca [którego mógł ignorować], a zachowanie Chrisa, na które nie miał wpływu. Jedynym wyjściem było obiecanie małemu pucharka lodów waniliowych - tak dużego jak sobie tylko zamarzy, za to że nie będzie klną i zapisanie na kurs tańca, na który chłopiec naciągał go od tygodnia, za to że niczego nie zniszczy. Oczywiście Jimmy, nie zapomniał się też dzień wcześniej pomodlić o cud, jakim z pewnością byłby jego syn - aniołek.
W tym momencie stali w przyozdobionym świątecznymi dekoracjami salonie pełnym jego kuzynostwa i wujostwa. W kącie stała choinka, a pod nią piętrzyły się zapakowane w papier ozdoby podobnie wyglądające paczki – Swetry od dziadków. Mimo wszelkich ustaleń, że wspólna wigilia, ma być bez prezentów, zawsze dostawali swetry i zawsze dawali dziadkom jakiś drobiazg. W tym roku oprócz biletów na puchar dla dziadka i perfum dla babci miał również prezent dla niesfornego potwora, który w akcie rozpaczy z powodu braku nowej zabawki, mógłby dokonać zniszczeń jak małe tornado, które właśnie dostrzegło swoją kuzynkę i odbiegło od rodziciela.
-Jimmy!-z tłumu wyskoczyła najmłodsza z jego rodzeństwa i uwiesiła mu się na szyi.
Uśmiechną sie słabo. Z Heather, nie miał okazji rozmawiać od września, ponieważ na “Zjeździe Rodziny Weasley'ów” zdążyli się jedynie przywitać.
-Heat-mrukną odwzajemniając uścisk, po czym odsuną ją od siebie na odległość i uśmiechną się chytrze.-Pewnie wszyscy przystojniacy na ciebie lecą w Hogwardzie?
-No wiesz!-Jej policzki zrobiły się czerwone ze złości. Była zagorzałam feministką i tekst typu “pewnie wszyscy na ciebie lecą”, potrafił wyprowadzić ją z równowagi.
-Jim!-Sytuacje uratował Al, który wcale nie wyglądał na zadowolonego, ze go widzi.-Czyś ty oszalał?! Jak mogłeś powiedzieć ojcu, o naszej wspólnej rozmowie a propos Lily?-Słysząc imie starszej siostry blondyna prychnęła i odeszła w stronę syto zastawionego stołu.
-Sorry, jakoś tak... Wyrwało mi się
-Wyrwało? Ty wiesz jakie kazanie mi sprawił?! Mam wszystko co dotyczy 'jego' dzieci mówić mu, a nie tobie, bo jesteś nieodpowiedzialnym, egoistycznym...
-Znam to na pamięć, nie musisz kończyć-powiedział smętnie.
-Nie po to prosiłem cię o pomoc! Chcesz żeby mnie wyrzucił z domu? Nie jestem tobą Jim, nie poradziłbym sobie!-Oczy Jamesa, zrobiły się wielkie jak spodki. Zawsze uważał, ze to jego brat był tym 'bardziej odpowiedzialnym', 'lepszym', 'mądrzejszym', 'bardziej po radnym'... Czyżby się mylił?
-Przepraszam. To było silniejsze ode mnie.
-Co się stało?
-Ja... Nie wiem, załamałem się-odwrócił twarz. Nie chciał patrzyć na oczy brata, tak podobne do oczu jego własnego ojca..-Chyba miałem dość, chciałem nawet przeprosić i przyznać mu we wszystkim racje, ale on najwyraźniej ma dość upokorzeń związanych z moja osobą.
-Jim... Ja... Ja nie potrafię zrozumieć co czujesz. Nie wyobrażam sobie śniadań bez kazań taty i śmiechu mamy. Nie potrafiłbym przeżyć, bez robienia wspólnie naleśników i jeżdżenia do pracy.
Chciał mu przerwać i powiedzieć, ze to nic, żeby sie nie przejmował, ale kiedy zatopił się w zieleni jego tęczówek, łzy same po płynęły po policzku.
-Nie płacz-mrukną Al. Jego brat nigdy nie płakał. NIGDY!
-Nie potrafię. Wiem, że sie nad sobą użalam i, że powinienem opiekować się Chrisem, ale on przy mnie zmienia się w diabła. Byłem z nim u psychologa, który stwierdził, ze może mieć zadatki masochistyczne.
Albus zamarł. Lepiej przyjąłby chyba informacje, ze jego bratanek jest tak naprawdę bratanicą o imieniu “Christina”, jak utrzymywała Koel zaraz po porodzie.
-Że.. Że co?-James pokiwał lekko głową.
-Do tego go pobiłem. Nie, nie dałem klapsa czy coś! Ja go P O B I Ł E M, jak ci ojcowie w patologicznych rodzinach, o których ciągle słychać w radiu.
Teraz czarno-włosy, wygląda co najmniej, jakby mu ktoś powiedział, że teraz on zostanie nastoletnim ojcem [przyp.aut. co byłoby dziwne, biorąc pod uwagę fakt, ze 18 – letni Albus wciąż był prawiczkiem].
-Ja, ja...
-Tatusiu-usłyszeli przesłodzony głosik 4-latka.-Chce prezent!
James wyciągną z przewieszonej przez ramie torby, pakunek zapakowany w kremowy papier.
-Chodź, pokaże ci w którym pokoju możecie się pobawić-pociągną bratanka za rękę i obaj zniknęli w tłumie. Wiedział, że jego brat zwiał tak szybko, bo sam nie wiedział co powiedzieć. Nie wiedział czy powinien pozostać bezstronny w tym co usłyszał.
Babcia Molly zaprosiła wszystkich do stołu. Podobnie jak na zjeździe przypadło mu miejsca po prawicy, ojca i jak na złość, brak Al'a, który mógłby go wybawić.
- Zjawiłeś się – zauważył chłodno jego ojciec.
- Jak widać. Wiem, że cię to nie cieszy, ale jestem tu dla dziadków i rodzeństwa.
- Rodzeństwa? Myślisz, że oni? – prychnął.
-Myślę, że tak.
-Wszystko za co się bierzesz się rozpada. Partaczysz wszystko czego dotkniesz – wysyczał jadowicie i jak na zawołanie Fred krzyknął:
- Kupiłem bilet na mistrzostwa!
- Widocznie nie wszystko.
- Masz na my...
- Chcesz sałatki? – przyszła Heather z miską w ręku. Czyżby dziś wszystko sprzymierzyło się z nim?
- Tak – nałożył sobie ziemniaczanej sałatki, a Heather wciąż się uśmiechała.
- AAA! – ktoś krzyknął. Po chwili poznał, że to Chris. Wstał szybko i pobiegł w stronę pokoju w, którym bawiły się dzieci.
Obrazek, który zastał był, co najmniej dziwny. Christopher siedział na ziemi a do jego ramienia [dosłownie], przyssana była dziewczyna o ciemno-różowych włosach.
-Anette!-za jego plecami rozległ się stanowczy głos.
Tedd'y Lupin przeszedł obok niego i staną koło córki, której włosy stały się niebieskie. Puściła 4 -latka i z rumieńcami na twarzy podeszła do ojca. Z dłoni chłopca ciekła krew, a z pod zamkniętych powiek kapały łzy.
-Co tu się dzieje?
-To nie ja, to Chris tatusiu-słysząc imie swojego syna, nagle jakby się ockną.
-Co znowu zrobiłeś?-warkną.
-T-o-o nie j-ja! O-ona ze-psuła mi a-u-tko-jąkał się przez łzy.
-Ale on mnie uderzył-broniła się dziewczynka.
James, miał tego dość. Nie miał ochoty wysłuchiwać w tym momencie Tedd'a, który karze im się przeprosić, a Anette odkupić chłopcu zabawkę. Wiedział, że to wina tylko i wyłącznie Chrisa i miał zamiar z nim porozmawiać na osobności. Pociągną go za zdrową dłoń i wyszedł do pierwszego, lepszego pokoju.
-Chris! Czemu ją uderzyłeś?
-Zepsuła mi samochodzik-odpowiedział, nagle łzy przestał kapać z oczu, a jego twarz przybrała wyraz całkowitego uspokojenia.
-Co ci mówiłem?! Nie bijemy ludzi kiedy cos nam zabiorą, albo zniszczą. Trzeba było zawołać mnie!
-Ty byś jej nie ukarał. Ty karzesz tylko mnie!
-Bo to ty jesteś moim synem!-spojrzał w dół, gdzie na podłogę zaczęły kapać kropelki krwi.-Idziemy to opatrzyć, a potem siedzisz ze mną przy stole i nie ma już dziś zabawy.
-NIE!!!-chłopiec wrzasną i wybiegł.
-Chris! CHRIS WRACAJ!
Nieświadomy, że znajdujący się jedynie piętro niżej biesiadnicy słyszą ich wrzaski i różne myśli przychodzą im do głowy. Albus po tym co usłyszał tego dnia od brata, postanowił interweniować. Bał się, że James chce zrobić coś swojemu synowi.
-CHRIS WRACAJ JAK CIE WOŁAM!-przebiegł korytarz i wpadł do pokoju swoich dziadków.
Tej chwili nie zapomni do końca życia. Chłopiec siedział obok leżącego na wznak ciała Artura Weasley'a.
-Dziadku. Dziadku obudź się!
James stał, a przed oczami pojawiły się mroczki..
-“Co się do cholery dzieje?”-pytał sam siebie jakby to miała pomóc.
-Jimmy, co wy...-Al zamarł widząc ten obrazek.-Trzeba wezwać pomoc! Jim, weź stąd małego!
Chłopak jednak się nie ruszy. Widział coś tak dziwnego i bolesnego. Zycie uciekało z ciała Artura, jak woda, kiedy chciało się ją zatrzymać między palcami. Mimo wszystko na starczej, pokrytej zmarszczkami twarzy pojawił się uśmiech.
-JAMES WEŹ STAD CHRISA! RUSZ SIĘ JAMES!
Wciąż nie docierało do niego co dzieje się wokół. Nie wiedział, kto wypchną jego syna z pokoju, kto wezwał mężczyzn w białych kitlach, od jak dawna matka wtula się w jego ramię. Ktoś podszedł, złożył im kondolencje. Szare oczy dziadka przymknięto, a po uśmiechu nie zostało śladu. Wyglądał jakby zasnął, spokojnym długim snem.
PISANE Z SZAJBUSIĄTKIEM, O RESZTE BLOGÓW SIE NIE MARTWIĆ! SZAJBUŚ DODAŁA JUŻ NA LILY, A NASZE DESTRUKCYJE POTRWAJĄ JESCZE GÓRA KILKA DNI, BO NIESTETY SZKOŁA WZYWA I NIE MOŻNA ZARYWAĆ NOCEK NA PISANIE :/
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ginnowata
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zduny
|
Wysłany: Pon 20:33, 21 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Kończył się marzec. Wraz z odejściem zimy zbliżała się wiosna, a co za tym szło urodziny Elizy – ciotki James’a. Jednej z tych bardziej lubianych. W środę rano w jego domu zawitał ojciec.
- Eliza przysłała ci zaproszenie, prawda?
- Tak.
- Chciałem zapytać czy idziesz?
- To jej święto, czemu miałbym nie iść?
- Bo starasz się odciąć od rodziny.
- To TY starasz się odciąć ode mnie – powiedział z naciskiem na „ty”.
- James to do niczego nie prowadzi. Zachowywanie się jak dziecko i unoszenie się duma.
- Nie zachowuję się jak dziecko. Słowa potrafią zadać większy ból niż czyny.
- James, proszę.
- O co?
- Mama cierpi. Nie może się pogodzić z tym, że nie widzi ciebie ani Chrisa.
- A tobie to obojętne? – zapytał, a w głębi chciał by jego ojciec powiedział „nie” i by było tak jak dawniej.
- Ja nie będę błagał ani się poniżał. Daje ci wybór.
- Który potem solidnie skrytykujesz.
- Zrób to dla mamy. Przyjdź za tydzień na obiad.
- Przyjdę.
Jego ojciec wyszedł zostawiając po sobie pustkę. Od dawna głowie kołatały mu się słowa Albusa, które powiedział w te pamiętne Boże Narodzenie „ Nie mógł bym wytrzymać bez nich”. Może sformował to inaczej, ale dokładnie to miały oznaczać. James też coraz ciężej sobie z tym radził.
W piątek stanął na progu domu wujka Charliego i cioci Elizy. Wszedł do środka z zaspanym Chrisem na rękach. Była już 18, a od pewnego czasu, kładł małego o tej porze spać.
-Jimmeta-usłyszał rozweselony wrzask, a po chwili brązowo-włosa kobieta uwiesiła mu się na szyi.
Westchną. Ostatnim razem był tu, kiedy wielce przejęta ciocia, zaraz po narodzinach Chrisa zaprosiła go na herbatkę, która potem przerodziła się w cały dzień rozmów, żartów i porad jak zmieniać pieluchy. Była inna. Równie zabawny co ona był może wujek Georg.
-Cześć ciociu. Są juz moi rodzice?-Starał sie, zeby w jego głosie nie pojawiła sie nutka nadziei.
-Jest Al. Opowiadał mi właśnie o swojej nowej dziewczynie. Chłopak nie umie się zabawić, choć może patrząc na ciebie to miła odmiana-spłoną rumieńcem.-No to co, Jim? Choć do salonu i poczekamy aż Charlie zaparzy kawy. Dziś mam jedyną okazje wykorzystać całą naszą rodzinkę i nie mam zamiaru jej zmarnować.
Wepchała go do salonu, gdzie na 4-osobowej kanapie, siedziało już 7 osób. Co mądrzejsi rozsiedli się na puchatych dywanach, albo pufach. Chris ożył na widok Madelain i Anette. Zeskoczył z ramion ojca, pokazując język starszej z kuzynek, a z młodszą wbiegł do bawialni.
- To ile kończysz lat? 20? – zapytał George. James uśmiechnął się. Brakowało mu tej części rodziny.
- 34.
- Ty cały czas wyglądasz na 20 – powiedziała Angelina.
- Tak szczególnie gdy byłam w ciąży z Lorein.
- W porównaniu do Charliego – zaśmiał się George.
- Co do mnie?
- Nic wujku. Uznali, że ciocia wygląda młodziej od ciebie.
- Bo jest młodsza – pocałował ją w nos.
- No Jimm jak tam? Słyszałem, że mecz wygraliście? Mistrzostwo, co?
- A jak.
- Pamiętasz Charlie? Byliśmy na meczu jak Irlandia kiedyś wygrała – powiedział George. Zadzwonił dzwonek. Eliza wyszła.
- GINNY! – zawołała wesoło.
- ELIZA! – zawołał jego matka tym samym głosem co ciocia.
- Cześć szwagrze – powiedzieli razem Charlie i George, po czym wyszczerzyli zęby do jego ojca. Tedd zajęty był ustami Vic. Taka luźna zabawa.
- AAAAA! – Jimm sceptycznie nastawiony do wszystkiego pobiegł do syna. Ciotka Eliza za nim.
- Co się dzieje?
- CHRIS!
Widok był dość osobliwy. Anette płakała w rogu pokoju. Chris miał zaczerwienione oczy. Gdy przyjrzał się bliżej zauważył, że oboje są poranieni. Krew leciała z ramienia Chris’a, a Annete miała nabitego guza pod kolanem i lekko zaczerwienioną wargę.
- Annete! – wszedł Tedd i spojrzał badawczo na swoją córkę.
- Dlaczego znowu? – jęknął Jimm.
-To tylko dzieci – Eliza poklepała go po ramieniu.
Dzieci? Jego syna nie można było nazwać dzieckiem! To diabelskie nasienie miało IQ 180, a mierzyło jedyne 70cm! Mały symulant, wiedział jak zagrać aby wyjść na ofiarę!
-Co tu się znowu stało? Czy wy nie umiecie pobyć razem przez 5 minut nie doprowadzając do bójki?!-Tedd'y był zdenerwowany, bardziej tym że psują urodziny Elizie niż samym faktem zadrapań i kłótni.
-Bo on nie chciał się ze mną bawić i oddać mi zabawki!-wrzasnęła mała.
-Bo ona mnie uderzyła!
-Bo on nazwał mnie dziwadłem!
-Bo ona kazała mi odczepić się od Madeline!
-Bo on...
-DOŚĆ!-James podszedł do 4-latka. Nie miał zamiaru psuć wszystkim zabawy, a atmosfera już w tym momencie była tak gęsta, że przydałoby się ją kroić nożem.-Przeproś Anette i jeśli nie chcesz sie bawić ze wszystkimi to nie baw sie w ogóle.
Christopher wyglądał na co najmniej zlinczowanego i poniżonego, jednak jak to zazwyczaj u małego symulanta bywa postanowił schować dumę do kieszeni i wyciągną rączkę w stronę fioletowo-włosej dziewczynki.
-Przepraszam-wymruczał tak cicho, ze ledwie słyszalnie. Anette uścisnęła dłoń i uśmiechnęła sie szczeże.
-Jeśli wszystko juz w porządku, to chce usłyszeć jeszcze parę komplementów z ust Georga!
Ciotka, przyzwyczajona do ciągłych bójek swoich córek, wcale się tym nie przejęła, a opowiadając żarty i oglądając prezenty, wprawiła gości w tak dobry humor, że wszyscy szybko zapomnieli o zaistniałej sytuacji.
Tak zapomnieli, ale nie długo im się przypomniała, bo dwójka małych wandali znowu coś zrobiła. Okazało się, że Chris i Anette nie mogąc dojść do porozumienia zaczęli rzucać w siebie ślubną zastawą wujostwa. James i Tedd podeszli do swoich dzieci.
- Co to ma być Anette? – zapytał Tedd.
- Bo on mnie kopnął! – wrzasnęła dziewczynka.
- Christopher! – James był wściekły, był naprawdę wściekły. Czy zawsze?
- Ona mi zabrała zabawkę!
- Nie kopie się ludzi, bo ci zabrali zabawkę!
- James to jest ich wspólna wina! – prawie krzyknął Tedd.
- Mógłbyś?
- Nie James.
- Tedd nie wtrącam się do tego jak ty wychowujesz swoje dzieci, więc wybacz.
- Hej nie kłóćcie się – do akcji wkroczyła Eliza.
- Przepraszam to był wasz komplet ślubny – powiedział James.
- Zapłacę – dodał Tedd.
- Ja też dam.
- Nie trzeba. Nic się nie stało. Gdyby to było pierwsze zachichotała.
- Anette idź do mamy. Pogadamy w domu – zapłakana Anette poszła do Vic, ale ta zamiast przytulić płaczące dziecko kazała jej usiąść na krześle obok. Tedd poszedł do Charliego.
- Jimmy jak ma się za dzieci Gerry i Lor to wszystkiego się można spodziewać. One rzucają w siebie czymś sporadycznie.
- Ja przepraszam.
- James! – fuknęła – Od dawna powtarzam twojej matce, żeby porozmawiała z Harry’m. Ron, Hermiona i Charlie mają podobne zdanie. Nie jesteś w stanie wszystkiego wziąć na siebie. Fleur też mówiła, że Harry przesadza. Wiele osób jest po twojej stronie. Doceń to!
- Dziękuje ciociu – powiedział – My już pójdziemy – zanim Eliza zdążyła zaprotestować wspólnie z synem teleportował się przed dom.
-CHRIS KURWA!!!
-A mi nie pozwalasz używać takich słów!-oburzył się maluch.
-TAK, BO TY MASZ 4 LATA! JA JESTEM TWOIM OJCEM!
-Czy to cię usprawiedliwia?
James zamrugał z niedowierzaniem. To niemożliwe, żeby on był taki sam w jego wieku. Za dużo genów Koel.
-Nie, ale nie wolno ci bić kuzynki!
-Dalekiej kuzynki.
-CHRIS!
-Słucham ojcze-twarz małego wykrzywił perfidny uśmieszek.
-TY MAŁY SAMOLUBNY SYMULANCIE! POMYŚL O MNIE CHOĆ PRZEZ CHWILE! JAK JA SIĘ CZUJE, KIEDY BIJESZ WSZYSTKICH, DOKUCZASZ IM I PSUJESZ WSZYSTKO CO CI WPADNIE W ŁAPY!?
-James?!-odwrócił się. Czy wszyscy muszą przychodzić, akurat wtedy kiedy chce porozmawiać z synem?
-Trener? Ale co pan tu...
-James, co raczej ty tu robisz? Czekamy z rozpoczęciem treningu od godziny! To, że zdobyliśmy miejsce w mistrzostwach, nie znaczy, że mozemy teraz sobie folgować!
-Tre... trening?-przełkną ślinę i zmarszczył brwi. Faktycznie dwa dni temu dostał list, ale odrzucił go w kąt będąc niemal pewny, ze to nic pilnego.-Chris, bądź grzeczny to pójdziemy na lody-mrukną do syna, a sam zbierając po drodze potrzebne rzeczy znikną razem z trenerem.
James skatowany i wyzywany przez trenera wrócił do domu mając nadzieję, że Chris nic nie zrobił. Przecież obiecał mu lody. I tu się mylił jak tylko wszedł do domu i skierował swoje kroki do salonu – przyzwyczajenie. Otóż w salonie walały się łamy pierza, tak samo w kuchni i w przedsionku. Telewizor, który z ciężkim sercem kupił nowy był rozwalony przez ŻYRANDOL! Który musiał na niego spaść. Poduszki rozprute i z nich właśnie walało się pierze.
- CHRISTOPHER!
Chłopczyk zszedł z wyrazem zadowolenia na maleńkiej twarzy.
- CO TO JEST!? – ryknął.
- Powiedziałeś tatusiu, że jestem samolubny. Teraz już nie będziesz się nudził i masz co posprzątać.
- CHRISTOPHER! TY MAŁY OSZUŚCIE! JAK MOGEŚ!?
- Normalnie tak po ludzku – chłopiec wzruszył ramionami.
- Chodź tu! – powiedział James znacznie ciszej.
- NIE! ODPIERDOL SIĘ! SPIERDALAJ! – i zanim Jimm coś zrobił wbiegł na górę i zamknął się w pokoju, a jego inteligentny ojciec zostawił w nim różdżkę.
- OTWIERAJ!
- SPIERDALAJ!
- CHRISTOPHER OTWÓRZ TE DRZWI DO CHOLERY!
- SPIERDALAJ!
Kopną je, tak że pękły na pół. Jedna strata mniej, czy więcej, teraz nie była ważna. Złapał syna za ubranie, ale on ugryzł go mocno. Upuścił go, a mały zaczął płakać.
-Boli-jękną dotykając nóżki.
-NIE KŁAM MAŁY SYMULANCIE! JA CIĘ JUŻ TEGO ODUCZĘ!!! WIDZIAŁEŚ CO ZROBIŁEŚ?! TY NIE JESTEŚ NORMALNY, TY POWINIENEŚ IŚĆ NA JAKIEŚ LECZENIE DO PSYCHIATRYKA!
Szarpną chłopcem, mocno, ale on wciąż płakał. Mały wredny symulant. James był zdenerwowany, bardzo. Złapał pierwszą lepszą rzecz, jak wpadła mu pod ręce i uderzył chłopca kilka razy.
-Tatusiu-wyjęczał przez łzy. Jim uderzył go ścierką do naczyń.-Boli nóżka!-Płakał wciąż.
James przełkną ślinę. Nie wiedział, czy to tylko kolejny podstęp Chrisa, czy może faktycznie coś się stało. Zbliżył się i chciał ruszyć dolną kończyną syna, ale on tylko zapiszczał przeraźliwie.
-Złamana-mrukną. Sam miał złamania wielokrotnie i znał przeciw zaklęcia. Wiedział, że wiązał się z tym kilku godzinny ból, ale nic nie mógł poradzić. Wyszeptał magiczną formułę, a Christopher wydał z siebie okropny okrzyk bólu, gdy kości nastawiały sie na właściwe miejsca.-KURWA CHRIS, COŚ TY SOBIE MYŚLAŁ!
-Boli-wydyszał malec.
-I BARDZO DOBRZE! POWIENIENEM ODDAĆ CIE MATCE I NIE PRZEJMOWAĆ SIĘ, ŻE JAKIŚ OSIŁEK PIJE PRZY TOBIE I WRZESZCZY NON STOP!
-Nie kochasz mnie!-Po jego policzkach wciąż ciekły łzy, a nogę, kurczowo obejmował rączkami.
-JA CIĘ NIE KOCHAM?! A TY MNIE KOCHASZ?! CO ZROBIŁEŚ W DOMU?! MAM CIĘ DOŚĆ!
Wyszedł trzaskając drzwiami.
-Lepiej by było, gdyby ten cholerny bachor nigdy nie przyszedł na świat - a jednak, jakaś mała cząstka jego samego szeptała, że zaprzecza sam sobie.
Pisane z Nożycoręką
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ginnowata dnia Pon 20:34, 21 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Avel the Witch
Mugol
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dziura Wasil xD
|
Wysłany: Pon 21:08, 21 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
cudowne, niesamowite i uhhh.
właśnie przebrnęłam przez wszystkie notki.
ale no cóż, jako że mam nawyk poprawiania to musze wam zwrócić uwagę.
dziewczyny czuje pisze się przez u, a nie ó
to taka malutka uwaga [taki mój durny nawyk xD]
a i dla Chrisa i Jamesa mam radę
niech zgłosza się do Mrs. Green, znanej jako Avel.
ona to i rękę do dzieci ma i do facetów xDDD
w domu by taki porzadek mieli jakby zawitała 'perfekcyjna pani domu' hahah xD
czeeekam na kolejne muaa ;*
może jutro nadrobię resztę na froum? ^^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ginnowata
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zduny
|
Wysłany: Pon 23:01, 21 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Piszę się piszę Chris to pan samo zło
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z przed szklanego ekranu
|
Wysłany: Wto 0:29, 22 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
James Potter. A może James Partacz? No cóż. Ojciec chciał wyciągnąć dłoń, a on chciał ja złapać, ale jego duma była jak oliwa, którą ktoś nasmarował obie ręce. Kiedy, już, już stykali się koniuszkami palców, ta nie pozwoliła na to, żeby pozostali w mocnym uścisku. A może tą oliwą był Chris?
Nie... on był bardziej 'jabłkiem niezgody', pomiędzy nim a rodzicami. Czy to, że kłamał jak najęty w latach szkolnych od razu znaczyło, ze każde słowo wypowiedziane przez jego syna było szczere niczym złoto? Jeśli by się nad tym zastanowić to jest to jakaś podstawa do nieufności, jednakże według Jima nie byli sprawiedliwi.
-”Może są dobre strony tego wszystkiego?”-Rozległ się cichy głosik.
-Taak? Ciekawe jakie?
-”Daphne na przykład.”
-Zgoda, Daphne jest...
-”Jaka?”-zaciekawił się.
-Jest ideałem. Jej włosy, oczy i ręce. No i śmiech.
-”Chrumka jak świnka.”
-Może, ale to cudowne. Widziałeś, że też nosi okulary?
-”James, jestem tobą jak mógłbym nie zauważyć?”-W jego głosie słychać było ironie - “Pogodzisz się z ojcem?”
-Może...
-”Chciałbyś?”
-Bardzo...
-”Więc?”
-Ten obiad, to wszystko... ehh... Nie jest tak łatwo wybaczyć wszystkie słowa i gesty... Odpychał mnie przez 5 lat.
-”Właśnie obiad...”
20 Godzin wcześniej
Stanął na progu domu rodziców. W jednej ręce trzymał kwiaty dla mamy. Żółte tulipany – jej ulubione, a w drugiej rączkę Chrisa, którego ubrał na tą okazją specjalnie w najładniejsze spodenki i bluzeczkę. Westchnął i wszedł do domu. Chris wyrwał mu się od razu i pobiegł przytulić się do jego matki. Gdy tylko chłopiec ją puścił podeszła do James’a. W jej oczach świeciły się łzy.
- James przepraszam. Jimmy – zapłakała.
- Już dobrze...
- Nie, ja nie powinnam mu uwierzyć. Powinnam wierzyć tobie, ale bałam się, że po tym jak ci mówiliśmy, że masz się za niego wziąć, że naprawdę mogłeś mu coś zrobić.
- Mamo już dobrze – otarł opuszkami palców jej łzy.
- Chce żeby było jak dawniej Jimmy.
- Ja też chce – przytuliła go. Jak matka, tak mu tego brakowało. Jej. Mógł znieść brak ojca, z ciężkim sercem i z bólem, ale mógł.
- Chodźmy – wprowadziła go do kuchni. Przy stole siedział jego ojciec, Al. i jakaś dziewczyna.
- James to jest Kate, moja nowa dziewczyna – wytłumaczył bratu, Złośliwy głosik w głowie Jimma powiedział „Nowa i pierwsza”, ale musiał przyznać była ładna, nawet ładniejsza od Adrien. Miała długie, kręcone brązowe włosy i usta jak młoda Alba.
- Cześć James jestem – obdarzył ją promiennym uśmiechem. Usiadł obok ojca i Chrisa.
- Al – szepnęła nerwowo Kate.
- Zaczekaj – mruknął półgębkiem.
Ginny postawiła na stole pieczeń. Kate się zmieszała.
- Pani Potter ja nie jem mięsa – powiedziała nerwowo.
- Ojejku – Ginny spłonęła rumieńcem – Kate co ci dać?
- Są warzywa starczą mi – dziewczyna uśmiechnęła się.
Wszyscy zaczęli jeść, ale nagle Al. odchrząknął i oznajmił:
- Tato, bo ja i Kate, my będziemy eee... No wiesz jak to jest. Bo gdy dwoje ludzi się kocha...
- Kate jest w ciąży? - przerwał mu ojciec.
- NIE! To znaczy się nie tato, my się zaręczyliśmy.
- Gratulacje – powiedział James. Ginny się popłakała.
To poruszenie trwało przez najbliższe 10 minut, potem atmosfera podniecenia opadła i Jim, mógł wyrwać, Al'a na chwilę szczerej rozmowy. Gdy wychodzili, słyszał jeszcze pytanie swojej matki:
- Kochanie a czym się właściwie zajmujesz?
- Zawodowo jeżdżę na BMX'ach. Startuje w mogolskich zawodach i podróżuję po różnych kontynentach... Zbieram też znaczki...
Weszli do kuchni. Jim oparł się o lodówkę, a Al usiadł na krześle z niecierpliwością i wyczekiwaniem na twarzy.
- Ja chciałem porozmawiać... Dokończyć rozmowę, którą zaczęliśmy w święta.
- Pobiłeś go znowu?-James przymkną oczy i pokręcił przecząco głową.
- Ale nie dużo brakowało. On jest nie do wytrzymania i...
- James, ja wiem że ci ciężko, ale nie ze mną powinieneś o tym rozmawiać-starszy brat spojrzał na niego z niedowierzaniem.-Jim, ja nie powiem, ze nic sie nie stało, bo sie stało. Chris, nie jest normalnym dzieckiem i ja byłem tego świadkiem już nie raz. Byłeś z nim u specjalisty, ale skoro nie pomogło, to może najlepiej przeczekać. Nie mam dzieci, nie licz na dobre rady z mojej strony.
Pokiwał powoli głową. W sumie czego sie spodziewał... Rozgrzeszenia? Św. Namaszczenia?
Na to drugie raczej nie miał co liczyć, bo Chris najwyraźniej chciał go dręczyć ale nie doprowadzić do śmierci.
- To jak poznałeś tą swoją Kate?
Na twarzy Albusa wykwitł olbżymi rumeniec.
- Odbierałem tabletki dla mamy.
- Poznałeś się z przyszłą żoną w aptece?
- Nie... u ginekologa-ostatnie słowo powiedział ledwie dosłyszalnie, a James ucieszył się, ze stał oparty o lodówke, bo w przeciwnym razie zaliczyłby zderzenie z kafelkami.
- Chris!-to imię sprawiało, że ciarki przechodziły mu po plecach i zaczynał żałować, ze nie nazwał syna John, przynajmniej wtedy mógłby mieć nadzieje, że chodzi o innego z pośród setek John'ów.
- Co sie stało?-Wrócili obaj do salonu, ale to co zastali nie było miłym widokiem. Ich ojciec wycierał pokrytą wymiotami kanapę, a matka przytulała zapłakaną Kate. Tylko mały chłopiec uśmiechał sie pogodnie.
- ON POWIEDZIAŁ, ŻE TO KOTLET SOJOWY! ALIŚ, JA ZJADŁAM MIĘSO! ZJADŁAM JAKIEŚ BIEDNE ZWIERZĄTKO!-wpadła w ramiona Al'a.
Gdyby, nie fakt, ze chodziło o jego syna, tarzałby się teraz ze śmiechu - “Aliś”.
- Nic się nie stało-powiedział spokojnie Ginny.-I tak planowaliśmy wymianę kanapy-ojciec spojrzał na nią spode łba.-Ale ty Chris zachowałeś sie bardzo nie ładnie.
Chłopczyk nagle poczerwieniał, podleciał do dziewczyny i zaczął ja przepraszać, wycierając zasmarkany nos w jej sukienkę.
- Już dobrze nie gniewam sie-powiedziała głaszcząc go po poczochranych jasnych włosach.
James patrzył na to z niedowierzaniem. Wyglądali jak jedna z tych nienormalnych rodzinek w serialach z lat 80 minionego wieku, które oglądał razem z bratem i Rose, dla zabicia nudy. Mały symulant Chris, najbardziej sie nadawał do takiej roli.
- Chris, chodź będziemy sie już zbierać.
- Och daj spokój, przecież Kate powiedziała, ze nic się ni stało! Nie musicie wychodzić!-Nie wiedząc czemu, teraz jeszcze bardziej miał ochotę wyjść. Może nie chciał być uległ ojcu, a może winna temu była zniszczona kanapa i przerażona dziewczyna, głownie z winy jego syna.
- Nie, naprawę musimy już iść-odbąkną.
- W takim razie niech Chris zostanie. Będzie nocował w twoim pokoju!-Nie miał serca odmówić matce, zwłaszcza patrząc na jej szczęśliwą twarz. Pokiwał potakująco głową i sam wyszedł.
Chciał się napić, by zapomnieć o wszystkim. O tym, że ma syna, że jego ojcem jest ten, który pokonał pana Samo-Zło. Wszedł do baru na Pokątnej. Od razu rzuciła mu się w oczy uśmiechnięta około 20-letnia barmanka. Piękna. Ładniejsza od Amandy i Kate razem wziętych + Koel na dokładkę. Ubrana w krótką spódniczkę i bluzkę podkreślającą figurę i wydatne piersi. Z wesołym uśmiechem na ustach. Z brązowymi włosami i stalowo-niebieskimi oczami ukrytymi za szkłami okularów. Ideał.
- Ognistą poproszę – powiedział i uśmiechnął się do niej.
- Zły dzień, co? – zapytała.
- Jak się ma syna potwora.
- Ile pan ma lat? – zdziwiła się uprzejmie.
- 20. Jaki pan? Mów mi James.
- Ja Daphne. Równolatkami jesteśmy. Jaki dom?
- Gryffindor.
- Revenclaw.
- Co robisz oprócz pracowania tu? – zapytał Jimm.
- Kurs aurorski, a ty?
- Ja kursy skończyłem. Ale nie pracuje w zawodzie. Gram w reprezentacji Irlandii.
- James. Wiem! James Potter. Szukający. Twoja siostra nadal daje czadu?
- Lilaśna. Jak zawsze. A czemu jeszcze nie skończyłaś kursu?
- Zaczęłam rok temu. Rodzice nie chcieli się zgodzić, a ja no cóż zawsze starałam się liczyć z ich zdaniem.
- Rodzice... Znam ten ból.
Nie wiedział jak to się stało, ale rano leżał z Daphne w łóżku jego domu. Z nagą Daphne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Avel the Witch
Mugol
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Dziura Wasil xD
|
Wysłany: Wto 8:20, 22 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
aż to mi jeden!
tylko to u lasek w głowie?
gdyby się Avelaśna tym zajęła to by mu do głowy nie przyszło .
xDDDDDDDD
nie wiem co mi odstrzeliło ^^^
a tak ogółem to kolejne cudo
czeeekam na następne jak nic ;***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ginnowata
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zduny
|
Wysłany: Wto 11:16, 22 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
"U ginekologa" <jeb>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|