Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z przed szklanego ekranu
|
Wysłany: Pon 20:14, 05 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Och i jeszcze Jimm xD. Narazie sobie radzi :* xD xD
Nie offopujemy!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Ginnowata
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zduny
|
Wysłany: Pon 20:48, 05 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Jakoś dam radę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z przed szklanego ekranu
|
Wysłany: Nie 18:13, 11 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Wakacje minęły zbyt szybko i zanim ktokolwiek zdążył się obejrzeć z peronu 9 i 3 odjeżdżał pociąg. Lily mimo usilnych próśb rodziców porzuciła naukę. James jak to miał w zwyczaju poszedł pożegnać na peronie Heather. Daphne wyjechała, więc Chris został w domu sam. James groźbami nakłonił go do nie zniszczenia niczego.
- JIMETTA! – wołała Heather podskakując i machając ręką by zwrócić uwagę brata.
- Nie wrzeszcz tak. Cześć mamo, tato. Hugo!
- Joł, joł Jimm – powiedział Hugo radośnie - Big Ejcz zawsze z tobą. Co tam lota?
- A wszystko w miarę. Lilka cię nie namówiła do porzucenia nauczania?
- A no, noł. Laura się wykruszyła, Ellen zostaje, no to musi ktoś tam suprisse jej zrobić, że alone nie będzie.
- Lily mogłaby jechać – powiedział nagle Harry.
- Mogłaby, ale nie chce. Jest pełnoletnia.
- Ta jej dorosłość – westchnął.
- Tato dajmy z tym spokój.
- PROSZĘ WSIADAĆ! – rozległo się. Heather uściskała wszystkich. Hugo strzelił z James’em żółwika, pożegnał się z wujostwem i razem z blondyną wskoczył do pociągu.
- To może ja już wrócę? – podsunął James i nie czekając na odpowiedź teleportował się. Nie chciał być z rodzicami sam na sam.
Na pierwszy rzut oka dom wyglądał jak zawsze, jednakże wchodząc do środka można było zobaczyć pewne zmiany w otoczeniu. Otóż ktoś, a James wiedział kto połamał jego miotłę, a szczątki porzucał w przedpokoju. Z pewnością Chris ruszał to czego ruszać nie miał i miotła się zniszczyła. Jakby tego było mało chłopiec znów bawił się różdżką i zrzucił żyrandol. No tak, po co słuchać ojca?
- CHRISTOPHER!
Żadnej odpowiedzi.
- CHRISTOPHER!
Tupot małych nóżek słychać było wyraźnie.
- Tak tatusiu? – zapytał Chris z miną niewiniątka.
-Czy to musiał być akurat żyrandol?! AKURAT MIOTŁA?!
Chłopiec stał wciąż niewzruszony. Na policzkach miał namalowane wąsy a włosy przefarbował sobie na kolor czerwony.
-Mówiłem ci, co się stanie jeśli po raz kolejny coś zniszczysz?!
-Tak -odparł wciąż niewzruszenie.
-CHRIS CO CI ODBIŁO?! CZEMU TO ZROBIŁEŚ?!
Chłopiec nie udzielając odpowiedzi pobiegł na górę, zatrzaskując za sobą drzwi. James stał przez chwilę zaskoczony, ale zaraz ruszył w ślady syna i otwierając [ku swojemu zdziwieniu] nie zamknięte na klucz drzwi, niemal nie padł tam na zawał.
Prawda jest taka, że wolałby tego nie robić, bo to co zobaczył było gorsze od zniszczonej miotły, żyrandola i wymalowanych ścian. Chłopiec przyciskał do piersi małego pudelka o zielonej sierści.
-CO TO JEST?!
-Alfred-odparł.
-ALFRED?! CHRIS SKĄD GO MASZ?!
-Od takiego pana.
Ku zdziwieniu Jimma, piesek podszedł do niego a jego futerko zmieniło barwę na ciemny fiolet.
-TO CZARODZIEJSKI PIES!
-To Alfred.
-CO DAŁEŚ TEMU PANU ZA PIESKA?!
Na twarzy 4 latka wykwitł olbrzymi uśmiech, zwiastujący coś złego. Piesek znikł za łóżkiem w poszukiwaniu piłeczki, a tymczasem blond... A raczej czerwono włosy pobiegł do sypialni swojego ojca.
-Stąd - wskazał paluszkiem na opustoszałą sakiewkę, położoną na szafce nocnej.
-700 GALEONÓW ZA PSA?!
-Taaak... Uważasz, że tak mało i chcesz mi podziękować, czy może przepłaciłem i chcesz zrobić coś czego pożałuję?
Zamrugał piwnymi oczętami, jak królewny z bajki starając się rozśmieszyć zdenerwowanego rodziciela.
- NIE WOLNO CI RUSZAĆ MOICH PIENIĘDZY! – krzyknął James.
- Ale one są też Daphne – powiedział Chris niewinnie.
- POŻAŁUJESZ CHRISTOPHER! SZKODY PLUS TO COŚ TO MOJA 3 MIESIĘCZNA WYPŁATA!
- Tatusiu, ale nie bądź zły – załkał.
- Tym razem przegiąłeś! – krzyknął troszeczkę ciszej Jimm.
- Ale ja chciałem pieska. Tylko pieska – zapłakał malec.
- TRZEBA SIĘ PYTAĆ! Chodź!
- Nie! Zostaw mnie! Odwal się! Odwal się! – krzyczał jak opętany Chris.
- Chodź!
- ODJEB SIĘ! – i pomknął w stronę pokoju Jimm’a. Ten po chwili zrobił to samo i zauważył, że drzwi są zamknięte.
- OTWIERAJ!
- NIE MA NIKOGO! – zaśpiewał głośno Chris.
- Alohomora – zamek ustąpił.
Wpadł do środka i złapał syna. Na jego twarzy malował się ironiczny uśmieszek pod tytułem: “I co mi zrobisz?”. Szarpną go kilkukrotnie.
-ODWALIŁO CI?! NIE WOLNO! CHRISTOPHER NIE WOLNO CI RUSZAĆ PIENIĘDZY!!!
Chris wyglądał jakby mu ktoś matkę w szklance mleka utopił... Choć może to zły przykład, bo raczej wątpliwe, że w jego oczach pojawiło by się takie zdziwienie gdyby ktoś zabił Koel.
-Daphne obiecała mi pieska!
-NIE ZWALAJ NA INNYCH! TO NIE ONA ZNISZCZYŁA MOJĄ MIOTŁE!
-Ale obiecała! - po jego policzkach popłynęły łzy.
Jimm, już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale usłyszał cichy szczek. Obok niego siedział merdając ogonem, zabawnie wygolony pudel. Jego sierść tym razem miała kolor dojrzałej brzoskwini.
-Piesek może zostać do jutra...
-Ale tato!!!
-...potem zastanowimy się co z nim zrobić – skończył stanowczo i ruszył w stronę drzwi.
-Ale zachowamy go? Zachowamy, prawda? - Chłopczyk już nie płakał. Wył, krztusząc się swoimi łzami. - Zachowamy tatusiu?! TATUSIU!
Wyszedł nie odpowiadając.
James położył się spać. Nie wiedział czemu to jego musi to zawsze spotykać. Rozwalony dom, pyskowanie z 4-latkiem. Co jeszcze? Kłótnie z Koel o prezenty urodzinowe dla ich syna. Ale to rutyna.
Ranek nadszedł zbyt szybko po nocy. James ubrał się szybko i nie czekając na nic poszedł po małego pudelka.
- Cicho – syknął, gdy pies zaczął szczekać. Poszedł szybko do salonu i stamtąd siecią Fiu udał się na Pokątną. Odnalazł Centrum Handlowe Eylopa.
- Dzień dobry – powiedział do sprzedawczyni, która teraz przyglądała się psu.
- Dzień dobry. Coś mu dolega? – zapytała kobieta.
- Nie, ja chciałbym go sprzedać – wytłumaczył.
- Nie pan pierwszy – westchnęła – Nie rozumiem jak można brać zwierzęta, a potem je oddawać – zmierzyła go spojrzeniem ala profesor McGonagall.
- Ja go nie chciałem. Mój syn kupił go podczas mojej nieobecności.
- Rozumiem. Jakieś zdolności.
- Pies metamorfomagiczny.
- Przykładał się pan do Opieki w szkole. Powinszować – rzekła znudzonym głosem.
- Ile za niego?
- 400.
- Co!?
- 400 i nic więcej. Takie są ceny psów metamorfomagicznych.
James podał jej psa, a kobieta dała mu odliczone 400 galeonów.
Wrócił do domu w złym humorze. Liczył, że Chris nie obudzi się aż do 11, kiedy to miała wpaść do nich Lily z Shanon [jedyną nie licząc Lyanne, koleżanką jaką mały posiadał], ale się przeliczył. Ledwo przekroczył próg salony, chłopiec wpadł na niego, bijąc małymi piąstkami po udach.
-Gdzie Alfred?!
-USPOKUJ SIĘ! - Złapał go za ręce. - Pies jest tam gdzie powinien być. W sklepie zoologicznym.
Po policzkach chłopca potoczył się łzy. Upadł na ziemi, jakby wszystkie siły opuściły jego małe ciałko.
-Alfred jest mój.
-To nie był żaden Alfred i nie był twój! Przestań ryczeć! Myślisz, że pozwoliłbym ci go zatrzymać po tym co zrobiłeś? Nie wygrałem na loterii, nie mam pieniędzy na pokrywanie ciągłych strat, które powstają przez C I E B I E !!!
-Tatusiu, ale Alfred...
Chłopiec chciał się do niego przytulić, ale on sprawnie go wyminął i pobiegł na górę. Za chwilę miał mieć indywidualny trening, na którym trener miał mierzyć czas w jakim udaje mu się znaleźć znicz. Oczywiście - powinien mieć na nim swój najlepszy model miotły, ale ten pomalowany w kolory tęczy leżał, połamany w szopie na podwórzu.
-”CO SIĘ Z NIĄ ZNOWU STAŁO POTTER?! KOZA ZJADŁA?! A MOŻE PRZYLECIAŁ ROGOGON WĘGIERSKI I JĄ SPALIŁ?!” - Wyobrażał sobie jak te słowa padają z ust trenera, a zaraz potem [jak to było ostatnim razem] mruczy, różne dziwne wyzwiska pod jego adresem, typu: “Tłusty kefir”, lub “Samo obierający się ziemniak”.
Jakby tego wszystkiego było mało, Lily jeszcze nie przywlekła swojej rudej makówki a zostawienie jego syna samego na pięć minut groziło zajęciem terenu jego domu, pod nowy gmach Ministerstwa Magii, bo terażniejszy chłopiec zdążyłby zburzyć.
-”Kretynie, a co właśnie zrobiłeś?!” - Stanę jak wryty wsłuchując się w słowa Irytującego Głosiku*.
JEBUDUB!
-Dzięki! Nie mogłeś wcześniej? – Mrukną sam do siebie i zbiegł na dół.
- Idę! – krzyknął. Wyszedł nie patrząc nawet na to co zmajstrował jego syn. Miał wielką nadzieję, że Lily przyjdzie szybko i będzie sprawowała piecze nad jego majątkiem. Że też Daph musiała wyjechać.
No cóż. Wracając do domu pięć godzin później, bo dokładnej zjebce od trenera był zły, wściekły i przemoczony, a do tego jeszcze był pełen obaw. A jeśli… No jego obawy bardzo często się sprawdzały. Ogólnie Chris był dzieckiem innym niż reszta jego rówieśników. Przekroczył próg swojego domostwa. No, ale też jak zwykle na pierwszy rzut oka dom wyglądał normalnie, lecz wchodząc dalej można się było dopatrzeć jakiś nieścisłości. Przecież ściany nie powinny być spopielone. Można by pomyśleć, że to Hagrid przywlókł do jego domu jakiegoś smoka jak to zrobił odwiedzając raz jego rodziców, ale on ma syna destruktora, małego szatana w skórze czterolatka. No to szedł dalej, wiedząc, że cokolwiek tym razem zrobił i z jakiegokolwiek powodu zrobił jego syn to tym razem zapamięta lekcje, którą mu da na długo <mwahahaha> . Jego zapasowa różdżka <któraś z kolei> leżała przełamana na podpalonej sofie, obok kolejnego zepsutego już żyrandola.
- CHRSITOPHER!
- Tak? – zapytał słodko chłopiec, który wszedł do pokoju.
- CO TO JEST!? – ryknął.
- Zależy co o tym sądzisz. Mógł to zrobić Rogogon Węgierski. Mógł to zrobić też jakiś włamywacz lub mógł to zrobić mieszkaniec domu, który pożałuje, że to zrobił – wytłumaczył chłopiec ze stoickim spokojem.
- Czy ty sądzisz, że skoro ja cię karam to ty możesz niszczyć mi dom!?
- Nie wiem.
- Pamiętasz co ci obiecałem?
- ODWAL SIĘ! – krzyknął Chris i wbiegł na górę, krzycząc 'spierdalaj'.
Dało się słychać trzaśnięcie drzwi, ale James był na to gotowy i drzwi otworzył jednym machnięciem różdżki. No, ale najpierw musiał wbiec na górę, co okazało się nie małą trudnością, gdyż jego syn po raz kolejny postanowił uczynić z parkietu ślizgawkę. Pomogły mu w tym kosmetyki Daph, oraz roczny zapas dżemu malinowego [który udało się wygrać Jimm'owi w loterii 'kulawego merlina']... W każdym razie, gdy juz jednak tam dotarł nie miał zamiaru oszczędzić syna. Złapał przeklinającego Chrisa, za rękę i podarował mu dwa porządne klapsy.
- NIENAWIDZE CIĘ! NIENADWIDZE! JA CHCE ALFERTA!
Postawił go na ziemi i wziął kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. Nie chciał mu zrobić krzywdy... A tak naprawdę to miał nieodpartą ochotę to właśnie zrobić! Miał ochotę, go zabić, wskrzesić, a potem jeszcze raz zabić żeby miał nauczkę! <muahahaha>
- Ten pies, NIE był TWÓJ!!!
- BYŁ! ALFRED BYŁ MÓJ! MÓJ! MÓJ!
- JAMES?! CHRIS?! - Słysząc kobiecy głos, oboje odwrócili się gwałtownie.
- Daph? Nie miałaś wrócić dopiero jutro?
- Miałam, ale źle się czułam i... NIEWAŻNE! Co tu sie do cholery dzieje?
Jimm poderwał się na równe nogi i staną obok narzeczonej.
-Jak to nie ważne?! Co się stało? Może się połóż naparze ci ziółek!
-Tych psich szczyn? Chyba cie coś boli! - Zgromiła go spojrzeniem, bazyliszka. Na samo wspomnienie tego jak ostatnio James poczęstował ją ziółkami, miała odruch wymiotny. - No więc, co tu się dzieje?
-ON ODDAŁ ALFREDA! ODDAŁ! - Lamentował Chris.
- Kto to Alfred?
- Pies – odpowiedział Jimm.
- I co z tym psem?
- ON GO ODDAŁ! I MNIE ZLAŁ! – tak jakby 2 klapsy były laniem. A tak naprawdę to James żałował, że mu lania nie sprawił. Czy ktoś powiedział, że zabije go tym? Takie było przysłowie, którego autorka nie przytoczy, bo ją przeraża.
- Zlałeś? – zapytała sceptycznym głosem Daph – Za psa!?
- Nie za psa! Za to co się stało! Z resztą nikt go nie zlał! A powinien!
- ZLAŁ MNIE! BO ALFRED! BYŁ MÓJ!
- Co to kurwa Alfred? – zapytała Daph.
- Mój pies.
- Żaden twój. Kupił go jak byłem odprowadzić Heather na pociąg. Za 700 galeonów. 300 więcej niż powinien.
- Dlaczego oddałeś tego psa?
- Bo tak!
- James! Jak mogłeś oddać psa!? Czy nie wystarczyło go ukarać! On musi mieć coś co mu zajmie czas! JAMES ŚPISZ W SALONIE!
- Ale sofa jest spopielona!
- MAM TO W NOSIE! ŚPISZ W SALONIE! ZERO... - Spojrzała na zaciekawinoną minę blondyna. - eee... NO MASZ SZLABAN NA MIESIĄC!
*Z dużych liter, bo poniekąd, to jego nazwa.
No więc. Część jest. Dawno nie było, ale moja w tym wina, bo musze popraiać gegre i fizyke, zeby nie mieć zagrożenia i napisać 10 krotnie większą niż w ustawie liczbę sprawdzianów, ponieważ nauczyciela kochają moją kalsę i o nas dbają.
Postaramy się napisać jescze jedną, ale nie wiem, jak nam to wyjdzie xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ginnowata
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zduny
|
Wysłany: Nie 22:42, 11 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Spanie na kanapie nie należało do najfajniejszych rzeczy, a ignorancja ze strony Daph i syna do jeszcze gorszych. Czy to zawsze na nim musi się wszystko opierać? Czy za każdy wybryk syna, on musi płacić słono?
Wszedł do kuchni.
- Idę po południu do Lilaśnej – powiedziała Daph.
- A Chris?
- Zostaje, nie mam zamiaru się męczyć z nim po wczorajszym. Sobie podziękuj.
- A o której wrócisz?
- Jutro rano. Robimy z Lily wieczór dla samych kobiet. Philipe gdzieś wychodzi.
- Ale Chris, dom i ja.
- Ty masz zakaz na miesiąc.
- No Daph!
- Nie i koniec i radzę ci iść bo się spóźnisz. Około 13 mają przywieź tą zamówioną dla ciebie miotłę.
- Okej. Idę – odwrócił się i wyszedł przed dom by się teleportować.
Znowu do domu wracał około 18 po zjebcie za miotłę. Za tą samą, ale czy to jego wina?
Wszedł do domu pełen nadziei. No dół był normalny. Naprawdę był normalny! Wszedł więc na górę, okej nie było ślizgawki. No to szedł dalej i… No tak. Przecież mógł się spodziewać. Jego pokój w gruzach. Kolekcja zniczy zniszczona, kolejna miotła połamana i pomalowana w pieski o różnokolorowych łebkach z podpisami Alfred. Ubrania powywalane, dokumenty podarte na pół i poobmalowane jakimiś pieskami. Teraz to miał ochotę zrobić coś złego. Po prostu dać upust emocjom.
- CHRSITOPHER!
Zero odpowiedzi.
- CHRIS!
Nic. Ruszył do pokoju syna. Okazało się, że chłopiec wymalował sobie szminką Daph <za 100 galeonów> na ręce napis Alfred.
- CO TO KURWA JEST!?
- Nie słyszę cię! Nananan, nie słyszę. Odjeb się!
- Nie! Przegiąłeś!
Wziął chłopca na ręce i wpadł do jego pokoju. Jedyne co w tym momencie odczuwał to straszliwy gniew. Miał ochotę, cofnąć się w czasie do momentu, kiedy szedł do łóżka z Coel... Nie! Gdyby wiedział, ze to się stanie, mógłby zostać prawiczkiem nawet do ślubu, byle by tylko ktoś taki jak Chris nie pojawił się na tym świecie.
- ODJEB SIĘ! NIE SŁYSZYSZ! ODJEB SIĘ TY PIERDOLONY PED...
Nie skończył. Na jego policzku widniał sporych rozmiarów czerwony ślad – taki sam, jaki zaraz miał powstać na jego pośladkach. Jimm, przełożył go przez kolano i kilkukrotnie uderzył, a towarzyszył temu krzyk kilkulatka.
- A teraz powtarzaj! - Postawił go przed sobą i zaczął niemalże sylabizować słowa. - Nie będę...
- Nie będę -powtórzył, przez łzy chłopiec.
- Dotykał, rzeczy taty, ani Daph...
- Dotykał rzeczy taty, ani Daph.
- Bo jeśli jeszcze raz dotknę czegokolwiek...
- Bo jeśli jeszcze raz dotknę czegokolwiek.
- To tata zleje mnie jak nigdy wcześniej!
Po policzkach chłopca płynęły łzy, ale James nie miał zamiaru dawać mu tej satysfakcji. Miał skończyć, chodźmy on miał przypłacić to rocznym szlabanem od Daph. Szarpnę nim kilkukrotnie a chłopiec przez głośne łkanie i pociągnięcia nosem, powtórzył całe zdanie.
- I rozumiem, że tata musiał oddać pieska - odpowiedziało mu tylko ciche łkanie. - POWTARZAJ!
- Nie rozumiem! Ja chce Alfreda!
Mocne uderzenie w pośladki i chłopiec przestał pyskować.
-Świetnie... Teraz marsz się umyć i spać – nakazał, a sam pomaszerował do sypialni, zeby chociaż jedną noc, móc się wyspać normalnie.
Rano obudziło go kopnięcie w bok. Obrócił się i zobaczył syna leżącego przy nim na łóżku. Włosy miał skołtumanione, a oczy wciąż zaczerwienione od łez. Jednakże James nie odczuwał jakiś wyrzutów sumienia. Choć widok syna lekko go wzruszył. No przynajmniej wiedział , że kocha to dziecko. Jakiekolwiek jest.
- Tatusiu… – szepnął sennie Chris otworzywszy oczy i ujrzawszy James’a podniesionego na jednej ręce i patrzącego na niego.
- Tak? – zapytał chłodno.
- Przepraszam – mruknął cicho chłopczyk i przysunął się bliżej. Podniósł rączki, ale James je odtrącił. W oczach chłopca pojawiły się łzy. Przecież nic nie zrobił teraz.
- Dlaczego to robisz? – zapytał James wciąż tym samym chłodnym tonem głosu.
- Bo tak.
- Dlaczego to robisz? – powtórzył nieco ostrzej.
Chłopiec nie odpowiedział tylko zaczął szlochać. Znów chciał ojca przytulić, ale ten znów odtrącił go.
- Odpowiedz.
- Bo tak! – krzyknął przez łzy. James szarpnął nim by się uspokoił.
- Jeśli nie odpowiesz to za karę będziesz stał w kącie. Chce z tobą porozmawiać.
- Bo tak jest już. Tatusiu…
- Nie Chris.
Chłopczyk zszedł sam z łóżka i ustawił się w kącie. James’a zamurowało. To jak jakiś dziwny film z kosmitami. Czyżby naprawdę wczorajsze tak wpłynęło na jego syna. Chociaż, no przecież i tak nie dostał mocno. Zdarzyło mu się oberwać o wiele gorzej.
James wstał, podszedł do chłopca, wziął go na ręce i zaniósł na łóżko.
- Odpowiesz mi? – zapytał łagodniej.
- Nie umiem – załkał chłopiec i znowu chciał zejść i wrócić, ale James go przytrzymał.
- Nie musisz.
- Ale…
- Nie musisz Chris. Czy ty nie rozumiesz, że za każdym razem to kończy się tak samo?
Chłopiec potrząsnął głową.
- Chcesz tego?
- Nie.
- Więc…
- Przepraszam.
- Od dzisiaj panują tu pewne zasady, które obiecałem ci już w twoje urodziny rok temu. Za każde przekleństwo dostaniesz w tyłek. Nie życzę sobie żebyś na mnie krzyczał w ten sposób. W ogóle masz nie krzyczeć. Przeprosisz też Daphne.
- Dobrze. Tatusiu… - chłopiec wtulił się w jego klatę. Na policzku wciąż miał czerwony ślad. Założoną miał tylko górę od piżamy, bo za pewne z dołem miał trudności. To wyglądało dość żałośnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kropusia
Mieszkaniec Doliny
Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 500
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zachodnia Wieża Hogwartu
|
Wysłany: Pon 12:39, 12 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Nie no tym mnie zaskoczyłyście... Chris? To na pewno ten Chris? To dopiero...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ginnowata
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zduny
|
Wysłany: Pon 13:08, 12 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Ja się sama zastanawiam mimo iż ten kawałek o przeprosinach pisałam ja, nawet się Nożycorękiej pytałam co na niego wpłynęło. Uznaliśmy, że on potrzebuje miłości szczególnie po laniu. No dobra dostał już gorzej, ale i tak. Nie myślcie jednak, że to zmiana na zawsze. Kilka notek będzie grzeczny, a potem coś... No z resztą jak zawsze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ginnowata
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zduny
|
Wysłany: Pon 17:32, 12 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Życie Jamesa, było lepsze niż kiedykolwiek... Niż kiedykolwiek od chwili pojawienia się Christophera na tym świecie. Jego pierworodny wydawał się zrozumieć swoje błędy i od miesiąca był niczym aniołek. Nie niszczył, nie klął, a krzyknięcie na kogoś zdarzało mu się sporadycznie. Zmusił się nawet do pogodzenia z Anette i nie oddał jej, kiedy ta kopnęła go w goleń. To wszystko sprowadzało się do tego, że Jimm urządził chłopcu przyjęcie urodzinowe u swoich rodziców. Zebrała się cała wesołą kompania, czyli: Lyanne, Shanon, Artur, Dominique, Madeleine i Annette. Uprzykrzając życie swoim rodzicom, krzycząc, wygłupiając się i próbując wepchnąć do nosa Artura 10 fasolek wszystkich smaków, stracili całe popołudnie.
-James weź Chrisa, a ja zaczaruje te prezenty – powiedziała Daph, po czym machnęła kilka razy różdżką, a pudełka owinięte kolorowym papierem uniosły się w powietrze.
Musieli się jeszcze tylko wylewnie pożegnać ze wszystkimi, a Jimm wsiąść śpiącego w jego byłym pokoju, synka.
Wchodząc do środka, miał nieodparte wrażenie, że to on sam, jeszcze niedawno miał 5 urodziny. Pamiętał, że rodzice nie pozwolili odśpiewać gościną 'sto lat' w salonie, bo Lily właśnie zasnęła i musieli ro zrobić na dworze. Szaro-zielony pies, którego dostał wtedy od dziadków wciąż leżał na biurku, a mała miotełka od rodziców, w stanie wręcz krytycznym wisiała jako pamiątka na drzwiach szafy [i mimo iż, niemal cała magia uleciała z jej połamanych witek, on żywił do niej wielki sentyment]. Było też kilka rzeczy z późniejszego okresu jego życia. Na skośnej ścianie wisiały plakaty ulubionych drużyn Qudditcha oraz zdjęcia przyjaciół i jego z rodzeństwem. Na półkach poustawiane były odznaki i puchary za wyczyny sportowe, jeszcze z Hogwartu, a z nie domkniętej szuflady wystawały różowe kartki walentynkowe.
Uśmiechną się do siebie. Co roku dostawał ich najwięcej ze wszystkich, a po przyjeździe na wakacje upychał je właśnie tam. Jego syn spał na łóżku przykryty, kocem w truskawki, który on sam dostał w 3 klasie od ciotki Hermiony. Podniósł go na ręce, stwierdzając fakt, że nie jest już taki lekki jak niegdyś i powoli zszedł po schodach na dół, żeby z tamtąd siecią Fiuu, przenieść się do domu.
- Zostanę z nim – szepnęła Daphne, gdy już będąc we własnym łóżku Christopher otworzył leniwie oczy. - Śpij kochanie.
- Ale prezenty...
- Wszystkie czekają na ciebie, ale teraz śpij – otuliła go kołderką. - Kocham cię.
- Ja też cię kocham mamusiu.
Daphne łzy stanęły w oczach. Pocałowała chłopca w główkę i poszła do Jimma.
- James słyszałeś?
- Co?
- Chris powiedział do mnie „mamusiu” – ale nagle z jej twarzy zniknął radosny uśmiech, bo ustąpił miejscu bólu i zaskoczenia – James! AUA!
- Daph co się dzieje?
- James ja chyba… AUA!
James wziął Daphne na ręce i sprzed domu teleportował się do Munga.
- Moja narzeczona rodzi! – krzyknął desperacko do jakiś uzdrowicieli.
- Jak się pan nazywa? – zapytała kobieta.
- Reynolds, eee nie Potter. James Potter. Moja narzeczona nazywa się Daphne Reynolds! Proszę!
- Joschuha! – zawołała kobieta, a po chwili przybiegł jakiś młody uzdrowiciel wziął Daphne od Jimma i zaniósł ją na porodówkę.
- Który to miesiąc? – zapytała ta sama kobieta.
- 6. To za wcześnie, ale mój syn?
- Proszę się nie martwić panie Potter. Chce pan asystować?
- Wolę nie – bąknął. Teleportował się jeszcze raz by wziąć ze sobą Chrisa. W końcu mógłby się obudzić i wystraszyć, że nikogo nie ma w domu.
- Co się stało? – zapytał sennie chłopiec gdy James wyszedł przed dom.
- Śpij – mruknął, a chłopczyk zamknął oczy. Teleportowali się. James oddał uzdrowicielce Chrisa, a sam pobiegł przed salę porodową, potykając się po drodze o źle ułożoną względem innych płytkę. Krzyk Daph słychać było bardzo wyraźnie. Groźby pod jego adresem przerażały go dość mocno.
Wydawało mu się, że minęła wieczność zanim otworzyły się drzwi, a z nich wyszła uzdrowicielka z małym zawiniątkiem na ręku.
- To pański syn panie Potter. Niestety na razie musi przebywać w inkubatorze.
- TATUSIU! – to Chris biegł ku niemu, ale James nie przytulił go gdy mały wyciągnął rączki tylko podszedł do kobiety by spojrzeć na twarzyczkę swojego nowonarodzonego dziecka.
- Tatusiu – załkał Chris.
- Chris cicho!
- Panie Potter muszę już go zabrać. Pańska narzeczona będzie zaniesiona na salę poporodową i na razie będzie spać. Proszę wrócić do domu.
Wziął Chrisa za rękę. Chłopiec patrzył z nienawiścią to na ojca to na oddalającą się uzdrowicielkę, a raczej na to 'coś', które trzymała owa kobieta.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z przed szklanego ekranu
|
Wysłany: Pon 20:04, 12 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Nadszedł nowy rok, a z nim wreszcie długo oczekiwane szczęście. Lekarz pozwolił zabrać małego Timoty'ego Barnaby'ego Potter'a do domu.
Daphne po miesięcznej depresji i 2 miesiącach zamartwiania wydawała się szczęśliwsza niż kiedykolwiek, a James tryskał dumą za każdym razem kiedy ktoś przychodził zobaczyć ich now onarodzoną pociechę. Mały miał śliczne niebieskie oczy i malutką główkę przyprószoną ciemnymi włoskami. Był tak rozkoszny, ze nie można było się w nim nie zakochać. Jedyną osobą, która zdawała się być odmiennego zdania, był Christopher, a pokazywał to już od pierwszego dnia, przybycia do domu młodszego brata.
- Dlaczego rozkładasz to w moim pokoju? – Z żądzą mordu patrzył na swojego rodziciela, który podejmował usilne próby złożenia kołyski dla dziecka ręcznie [tak to jest, jak się nie uważa na lekcji zaklęć].
- Bo tu będzie spał dzidziuś – odparł starając się na siłę wepchnąć koronkowy baldachim na drewnianą płozę.
- A ja? - spojrzał na ojca z wyczekiwaniem. W głębi ducha miał nadzieje, że tata powie, że to jasno oświetlone pomieszczenie [idealne na jego zabawki], w którym był gabinet, teraz zajmie on.
- Przesunąłem twoje łóżko pod okno... Do czego to ma... Nie, to raczej... Gdzie ta cholerna instrukcja?
-JAK TO POD OKNO?! - Widząc jednak minę na twarzy swojego ojca, przestał krzyczeć. - Znaczy zawieje mnie... tatusiu.
-Nic ci się nie stanie. Twoje zabawki Daphne poukładała w szafie, a miotłę i wszystkie śmiecie wyniosła do szopy, żeby zrobić miejsce na przewijak.
-Ja nie mam śmieci! I czemu on nie śpi z wami?!
-Bo u nas nie ma miejsca Chris, zresztą większy kontakt z bratem dobrze ci zrobi... eh, skocze po Al'a, on będzie wiedział jak to złożyć.
Wybiegł z domu, całkiem zapominając o tym, ze Daphne wyszła do Lily i zostawia swoich dwóch znienawidzonych nawzajem [a raczej,t tylko ten starszy młodszego] braci samych w domu.
Chris spojrzał na to „coś”.
- I co się szczerzysz? – warknął. Następne wydarzenia pobiegły zbyt szybkim tempem.
James wracał do domu. Niestety Al nie mógł iść z nim, bo Kate była chora na groszopryczkę. Wszedł do domu trochę zawiedziony, ale zaraz przestał być zawiedziony, bo stał się wściekły.
Przewijak, którego i tak nie złożył był spalony, tak samo łóżeczko, a jego najmłodsze dziecko leżało na kanapie obok misia z urwaną głową; zanosząc się płaczem. Jego miotła była połamana i leżała obok połamanej miotły Chrisa <Och jak miła imiona – kocham ten sarkazm>. James wściekły wszedł po schodach. Obiecał Chrisowi, że pożałuje jeśli zrobi to jeszcze raz, bo zleje go tak jak nigdy <biedne dziecko, naprawdę mi go żal> Wpadł do pokoju synów. Chris leżał na łóżku, które było przystawione z powrotem na dawne miejsce i bawił się klockami.
- CO TO MA ZNACZYĆ!?
- W sęsie, że co?
- ODŁÓŻ TO JAK DO CIEBIE MÓWIĘ!
- Tatusiu ty krzyczysz, a nie mówisz. A to zasadnicza różnica.
- Pamiętasz co ci obiecałem? – wysyczał.
- SPIERDALAJ! – wrzasnął histerycznie Chris i wybiegł szybko z pokoju <Tak refleks szukającego, akurat – ciotka Eliza nie może się powstrzymać od ironicznej uwagi: James pobiegł za synem, który zabarykadował się w jego sypialni.
- OTWIERAJ!
- ODPIERDOL SIĘ! SPIERDALAJ! SPIERDALAJ!
- Módl się Chris o opatrzność Merlina – otworzył drzwi zaklęciem.
Chłopiec próbował się schować w szafie, ale z powodu tego, ze i tak była za mała na taką ilość ubrań jaką musiała pomieścić, to przez obecność 5 – latka w jej wnętrzu, wcale nie było łatwiej zamknąć drzwi. Podbiegł tam i wyciągną krzyczącego i szarpiącego się chłopca. Przełożył przez kolano.
- ODPIERDOL SIĘ DEBILU!
- Niedawno ci coś obiecałem Chris i dotrzymam słowa! – Wymierzył 6 klapsów na tyłek chłopca, który zaczął historycznie krzyczeć. - A TO ZA ZNISZCZENIA! - Kolejna seria klapsów spoczęła na pośladkach chłopca. -TY MAŁY EGOISTO TO TWÓ MŁODSZY BRAT! POWINIENEŚ SIE NIM OPIEKOWAĆ!
Złapał go za ręce i [dosłownie] zawlókł do pokoju. Chłopiec płakał i bełkotał.
- TERAZ PRZESUNIESZ TO ŁÓŻKO TAK JAK BYŁO!
- Ono jest cię-ężkie! - Załkał.
- NIE OBCHODZI MNIE TO! UDAŁO CI SIĘ TO ZROBIĆ WCZEŚNIEJ TO TERAZ TEŻ CI SIĘ UDA!
Młody z trudem przeciągną je na właściwe miejsce, co chwile prosząc ojca o pomoc, ale ten nieugięty stał i pilnował tylko, żeby chłopiec przypadkiem nie zostawił tego i nie wyszeł sobie na spacer.
- Już – odparł mały siadając z ulgą.
- ŻADNE JUŻ! ZEJDZIESZ NA DÓŁ I USPOKOISZ SWOJEO BRATA!
- Ale jak?
NIE OBCHODZI MNIE TO! - Wskazał ręką na drzwi, a Chris rycząc ruszył w ich stronę. - A i oddaj mi Bobka*.
- Co?
- B O B K A! Już!
Zawsze wielkie oczy Chrisa, zrobiły sie jeszcze większe. Chłopiec rzucił się w stronę zabawek i wybiegł do łazienki przytulając miśka.
- CHRISTOPHER WRACAJ! - Wpadł za nim do pomieszczenia. -CO CI MÓWIŁEM!?
- Nie, nie Bobka – odparł ściskając starą zabawkę.
Ojciec złapał go i uderzył kilkukrotnie w pośladki. Chłopiec znów zaczął ryczeć.
- TY ZEPSUŁEŚ MISIA BRATU, JA WEZMĘ TWOJEGO! DOSTANIESZ GO JAK PRZEPROSISZ WSZYSTKICH.
- Przepra...
- SZCZERZE CHRIS! MIOTŁY TEŻ CI NIE KUPIĘ! NAUCZYSZ SIĘ PŁACIĆ ZA SWOJE BŁĘDY!
Chłopczyk wybiegł do salonu, gdzie zamiast uspokoić brata wrzeszczał razem z nim wniebogłosy co jakiś czas mrucząc “Bobek”, albo “Miotełko”.
James wszedł do pokoju. Zaniósł płaczącego Tima do swojej sypialni i zamknął za sobą drzwi. Zszedł szybko na dół. Chris cały czas wrzeszczał.
- USPOKÓJ SIĘ! – ryknął.
- BOBKA! JA CHCE MOJĄ MIOTEŁKĘ! JA NIE CHCĘ TEGO MAŁEGO ŚMIECIA!
- CHRIS!
- JA NIE CHCĘ TEGO CZEGOŚ! ZABIERZ GO! ODDAJ GO GDZIEŚ! JA GO NIE CHCĘ! ON JEST POJEBANY I ŚMIERDZI!
James wymierzył Chrisowi klapsa.
- Obiecałem ci coś. Krzycz sobie dowoli, ale jeszcze jedno przekleństwo.
- ODPIERDOL SIĘ! NIENAWIDZĘ CIĘ! NIE NAWIDZĘ! ODPIERDOL SIĘ! SPIERDALAJ!
Kolejne 3 razy. Chris wył jak bóbr.
- Spełnię obietnicę choćbym miał cię zlać tak, że nie usiądziesz na tyłku.
Chris nic nie mówił. Pobiegł na górę ówcześnie kopnąwszy ojca. James jednak zrezygnował. Znowu by mu wlał kilka razy, Chris znowu by przeklął i znowu. Teleportował się do sklepu by kupić przewijak i łóżeczko.
Wróciwszy do domu wyszukał w książce jakieś zaklęcia i złożył obie rzeczy. Chris leżał na łóżku na brzuchu i łkał. James przeniósł Timma do łóżeczka i wyszedł.
Teraz mógł się w miarę odprężyć. Daphne wróciła i poszła umyć Chrisa przed spaniem. Chłopiec już przestał płakać, a Jimm nie miał zamiaru mówić narzeczonej o incydencie.
- JAMES! – krzyknęła Daphne. Wbiegł na górę. Daphne stała w łazience z Chrisem, który nie miał na sobie dolnej garderoby.
- Co to jest? – Daph wskazała na purpurowe ślady na pośladkach Chrisa.
- Mamusiu, bo tata mnie zlał – załkał Chris. Daphne wyglądała jakby miała zamiar zabić narzeczonego.
- DLACZEGO!? Czy ty idioto zdajesz sobie sprawę z tego coś narobił!? Teraz przez najbliższy tydzień będę go musiała smarować, bo jego niedorozwinięty ojciec postanowił sprawić mu lanie za nic!
- Za jakie nic!? Spalił łóżeczko i przewijak, a potem wystraszył Timma.
- Dziecko się wyzywa i daje się dziecku kary! Chris nie wolno tak robić, nie będę cię karać, bo twój ojciec już to zrobił. James wiesz co to oznacza?
Blondynek spojrzał na ojca z zaciekawieniem. James pokiwał głową żałując, że nie zrobił tego mocniej.
*Bobek – kilkukrotnie juz się pojawiał, jednak dopiero teraz został nazwany. Jest to po prostu stary, misiek, którego Christpher dostał od ojca, gdy był jeszcze całkiem malutki ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z przed szklanego ekranu
|
Wysłany: Pon 21:46, 12 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Chris patrzył na James’a z nienawiścią.
- Ja chce mojego misia!
- Nie Chris!
- ODDAJ!
- Rozumiesz słowo „nie”?
- NIE ROZUMIEM! JA CHCĘ BOBKA!
- Nie – odparł James – Zniszczyłeś misia bratu.
Chris w przypływie agresji zrzucił z półki puder dla dzieci, który rozsypał się po podłodze.
- Będziesz za karę stał w kącie – powiedział spokojnie James.
- NIE! JA CHCE MISIA!
James zawlekł chłopca do kąta, ale ten nie miał zamiaru stać.
- Chris!
- ODPIERDOL SIĘ! ODWAL SIĘ! ODJEB SIĘ! JA CHCĘ MISIA! SPIERDALAJ! ON MOŻE, JEMU WOLNO WSZYSTKO! JA GO NIE CHCE! ON JEST POJEBANY! ODWLA SIĘ!
- Pamiętasz? – zapytał James.
- ODPIERDOL SIĘ!
Złapał syna za ręce i uderzył kilkukrotnie po tyłku. Chris zaczął płakać, bardziej z samego faktu, ze tata go uderzył niż, z powodu bólu. Rodziciel przykucną koło niego i szarpną nim kilkukrotnie.
- ON MA PRAWO TU BYC TAK SAMO JAK TY! A TO TY JESTEŚ NIE GRZECZNY, NIE ON!
- James!
W drzwiach stała Daphne. Na rękach niosła małego Timy'ego, który słysząc krzyk ojca zaniósł sie głośnym płaczem. Włożyła synka do kojca i wyszła z pokoju. On wybiegł za nią.
- Co to do cholery ma znaczyć? Bijesz go?!
- Nie przesadzaj dałem mu klapsa to wszystko!
- WSZYSTKO?! Czy ty się słyszysz? Widziałeś jak on wygląda? Nie wiem jakim cudem normalnie siada, a ty mi bezczelnie mówisz 'wszystko'?!
- Chce go oduczyć kląć! Wiesz jak to wygląda? Wychodzimy z nim gdziekolwiek a on wyjeżdża tekstem jak jakiś robol na budowie!
- Nie obrażaj budowniczych! Mój dziadek nim był!
- Kochanie... Wiesz, że nie o to mi chodziło, tylko...
- TYLKO CO?
James przybliżył sie do niej i objął w tali. Nachylił się i pocałował w kark.
- Chodźmy do sypialni, porozmawiamy na spokojnie i...
- ŻADNE NA SPOKOJNIE! - Odsunęła się gwałtownie. -Powiedziałam ci już coś i skoro ty chcesz być taki pilny w dotrzymywaniu słowa, to ja też będę.
Przeszła obok niego i zniknęła na drugim końcu korytarza za mahoniowymi drzwiami.
- ”He he he! I co, jednak istnieją kobiety, które potrafią ci się oprzeć. Przyzwyczaj sie, spędzicie razem, reszte życia.” - Rozległ się złośliwy Głosik.
- Spieprzaj, pierdolony prawiczku.
[Uwielbiam ironicznych rodziców ^^]
- Ale Daph! – krzyknął. Pobiegł za narzeczoną.
- Tak? – zapytała chłodno.
- Dałem mu tylko klapsa. Przecież to mój syn. Dupa nie szklanka się nie potłucze <ulubione powiedzenie autorki babcia <hier Eliza> jakby co autorka bita nie była, ale autorka nie była aż tak Chrisowata, ale przytaczam to powiedzenie po raz ostatni bo mnie przeraża>
- Brawo inteligencji. Wiesz nie wiedziałam – zakpiła.
- Daphne czy ty nie rozumiesz, że on cały czas klnie i ja go tego oduczę. Obiecałem mu to już rok temu. I dotrzymam słowa. A ty i ja to zupełnie różna sprawa.
- Różna? Czyli, że ja mam rodzić, a ty dzieci będziesz bił. Chris bo to przecież różna sprawa. Przecież to nie moje dziecko!
- Daphne! Kocham cię!
- Zajebiście.
- Daphne przeklęła, może ją też uderz – usłyszał głos za swoimi plecami.
- Takie małe sado-maso – powiedziała Daphne.
- Chris wyjdź i czekaj w swoim pokoju!
Chłopiec odmaszerował.
- Proszę…
- Czego ty odemnie James oczekujesz?
- Seksu. Jak każdy facet.
- A co ja wibrator?
- Daphne, proszę…
- Raz, ale jeden jedyny dzisiejszy raz.
- Kocham cię.
- Idź – warknęła.
James ruszył w stronę pokoju syna.
- Co to miało znaczyć?
- Spierdalaj!
- Masochistą jesteś?
- ODWAL SIĘ, ALBO ODDAJ MI MOJEGO MISIA! ODPIERDOL SIĘ!
- Chris, ja dotrzymuje słowa.
- ODPIERDOL SIĘ! ODJBE SIĘ! SPIERDALAJ! SPIERDALAJ! ODJEB SIĘ!
- CHRISTOPHER JUŻ SAM SIĘ O TO PROSISZ!
Złapał go i uderzył kilkukrotnie.
- JESZCZE RAZ PRZEKLNIESZ! JESZCZE RAZ KRZYKNIESZ!
- Nie lubię cie - powiedział prze łzy.
- A ja to mam GDZIEŚ. Bądź grzeczny, to też będę miły! Nie możesz być taki jak wcześniej?! Wciąż czekam na przeprosiny! Jeśli nie usłyszę tego od ciebie, nie licz na to, że będziemy się przyjaźnić ROZUMIESZ?
Odszedł. Timy się uspokoił a on nie miał zamiaru zmarnować jedynej szansy 'sam na sam' z Daphne, przez głupiego Chrisa.
Jest! Cieszyc się, wszystkie ręce w góre i krzyczymy:
"CHWAŁA NOŻYCORĘKIEJ I SZAJBUSIĄTKU!!"
No okej... może nie chwała a pokłony... też ni pasi? Ej, ale jesteście wymagający ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hinataa
Magiczny ktoś
Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:38, 13 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Jak on go tak może bić.. przecież na mój mały rozumek można by to było inaczej załatwić..
Prośba jedna do autorek niech on go już tak nie bije.. tylko wymyśli jakąś porządną karę bez rękoczynów itd.
Pozdr
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ginnowata
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zduny
|
Wysłany: Wto 16:04, 13 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Też mi go żal. Ale oduczamy go kląć <wiem, autorka opowiadania oducza swojego bohatera kląć>Jeśli chodzi o Chrisa to inaczej nie da się tego załatwić Bo jeśli on dostanie karę to to na niego nie działa. Tylko że James go nie katuje
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nozycorenka
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1188
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z przed szklanego ekranu
|
Wysłany: Śro 20:37, 14 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Chris spoglądał z nienawiścią na młodszego brata. Timny płakał i nie dawał mu spać. Jakże to było niesprawiedliwe. On przez tydzień nie mógł siadać, bo zdenerwował się o jakiegoś wrednego bachora <weźmy pod uwagę, że to myślenie Chrisa^^>.
- Zamknij się – warknął. Jednak dziecko dalej ryczało.
- ZAMKNIJ SIĘ! – krzyknął.
- Co się dzieje? – do pokoju wpadł zaspany James. Wyciągnął Tima z kojca i zaczął kołysać i tulić. Chris poczuł ukłucie zazdrości. Przecież to jego tata, a do niego od dwóch tygodni prawie się nie odzywa. Zerwał się na równe nogi, wyminął ojca i zbiegł ze złością na dół by napić się mleka.
- Chris?
- Idź sobie – warknął.
- Zmień ton.
- Chce się napić mleka, nie wolno mi!? On cały czas ssa Daph.
- Uważaj na słowa. Idziesz jutro do wujka Teda, bo ja i Daphne idziemy z Timem do lekarza.
- I dobrze! – krzyknął Chris i pobiegł na górę. Miał dość ojca, Daphne, i tego ‘czegoś’ zwanego potocznie bratem. Przecież to nie sprawiedliwe.
Zasnął i nim się obejrzał już był u Lupinów.
- No weź przecież jest słodki – powiedziała Anette, przenosząc różdżką jeden przedmiot na drugą stronę.
- Jest paskudny, nie daje mi spać i wszyscy go lubią, a ja jestem na drugim planie.
- No wiesz. Madeleine na początku też była tą ważniejszą, ale się przyzwyczaiłam. W końcu to ja jestem metamorfomagiem, a ona nie. Ja mam moc willi, a ona nie. Więc wiesz… A co ty masz czego on nie ma? Powiem ci, że potencjał i muszę przyznać … Inteligencję Christopher. Rzadko mi się zdarza być miłą, ale ty jesteś inteligentny i nie powiesz mi, że nie. Masz pomysły, mimo to mnie nie przewyższysz. Przykro mi – Anette uśmiechnęła się pocieszająco.
- Chris choć odprowadzę cię – do pokoiku weszła Victorie – James i Daphne mają wrócić a godzinę i mówią, że mam cię odprowadzić już.
Wstał z podłogi, pożegnał się z kuzynką i wyszedł za ciotką. Po dwudziestu minutach byli już w domu, ale tego co zrobił po tych nieszczęsnych kilku minutach będzie żałował.
- Ale wróć za nie długo. Mam na ciebie ochotę – pocałował Daphne w policzek. Kobieta ruszyła w stronę Lily z, którą jak zwykle miała do pogadania. Wzięła ze sobą Timna.
James wszedł do domu. Chrisa nie było na dole, więc poszedł do góry. No cóż, żałował, że poprosił Vic żeby wcześniej odprowadziła chłopca do domu. Znowu będzie musiał kupować wyprawkę dla dziecka, oraz miotłę, oraz zabrać Chrisowi misia no. 2. A także pomalować ściany, kupić zapasową różdżkę i zniwelować jakoś zapach spalenizny w pokoju synów.
- CHRISTOPHER! – chłopczyk podszedł do niego i bystrym okiem ocenił szkody.
- Tak?
- Co to ma być!?
- Potencjalnie ludzie mówią na to „zniszczenia”… tatusiu.
- Zniszczenia!? A kto je zrobił!?
- Zależy co o tym myślisz. Mogło to zrobić wiele osób oraz istot magicznych, mógł być to napad centaurów lub atak złych smoków.
- Robisz ze mnie debila!?
- Nie muszę – mruknął chłopiec.
- CHRISTOPHER! Obiecałem ci!
ODJEB SIĘ IDŹ SOBIE DO TEGO POJEBANEGO I CUCHNĄCEGO PADALCA! A MNIE ZOSTAW W SPOKOJU POJEBIE!
Wybiegł zatrzaskując drzwi tuż przed Jimm'em, uderzając go z całej siły w nos.
- CHRISTOPHER WRÓĆ TU W TEJ CHWILI! - Krzyczał stojąc już na półpiętrze i patrząc na syna, który majstrował przy drzwiach, próbując je otworzyć, jednak nie dosięgał do górnego zamka.
- NIE!
- WRÓĆ, ALBO NIC CI JUŻ NIE POMOŻE!
Ku zdziwieniu James'a, chłopiec oderwał się od klamki i wszedł po schodach na górę. Płakał i wyglądał, jakby zaraz miał dostać ataku drgawek.
- ”Twoja byłą dziewczyna tak miała. Jak jej tam... Emelinda!”
- Nie... Emelinda, to ta, z jasnymi lokami i grzywką jak z Brazylijskiej telenoweli.
- ”Margaretta?”
- Nie, ta uwielbiała pozycje misjonarską i...
- Tatusiu.
James spojrzał na zdziwiona minę syna, która zadziałała niemal jak strzał obuchem w potylice.
- CZEMU ZRUJNOWAŁEŚ RZECZY BRATA?! - Przykucną i potrząsną chłopcem, który zanosił się, coraz większym płaczem. - CHRIS, TOTALNIE CI ODWALA?!
- Bo wy mnie już nie kochacie! On jest gorszy! On nie jest tak inteligentny jak ja, i jest brzydki i śmierdzi!
- CHRIS TO TWÓJ BRAT! NIE KOCHAMY GO BARDZIEJ, OD CIEBIE!
- Kochacie!
- Nie będę się z tobą kłócił! Masz w tej chwili iść do kąta i nie odchodzić z niego aż ci nie pozwolę!
- Co?! Miałeś mnie uderzyć, a nie stawiać do tego pierdo... Znaczy się konta!
- CHRISTOPHER MÓWIE DO CIEBIE! DO KĄTA I NIE WYCHODŹ Z NIEGO AŻ NIE WRÓCE!
Stać czy nie stać? Oto jest pytanie. <autorkę wali (hier Eliza dla ścisłości)>.
Chris stanął w owym kącie. Chociaż nie, on usiadł. A co będzie nadwerężał se nogi. Pięć minut… Dziesięć… Pół godziny. W końcu wstał zdenerwowany. Jak tata mógł o nim zapomnieć. Jasne, nie był grzeczny. Ale żeby go zostawić. Znowu dał się ponieść emocjom.
Ale czy ktoś powiedział, że nie można skoczyć do brata na mocniejszego? No nie. Więc James skoczył zupełnie zapominając o Chrisie. Na całe dwie godziny, ale czy to źle? Mały zasłużył niech się cieszy, bo mógł przecież oberwać. Po przekroczeniu progu w głowie James’a ułożyła się jedna myśl „ZAKATRUPIE”. Chris napisał na ścianie „NIE KOCHACIE MNIE”, znowu poszedł żyrandol, bo mały wyrył słowa różdżką i zapewne ryjąc je niechcący ów przedmiot zwalił, ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że słowa powstałe za sprawą inwencji różdżki nie da się wymazać, więc ściana jest do dupy i jedynie tona nowej tapety może coś zmienić <warto dodać, że była spopielona [ściana] , bo Chris nie miał wprawnej ręki>
- CHRISTOPHER!
Nic, ogólnie to on zawsze przychodził.
- CHRIS!
Znów nic. Zagotowało się w nim ze złości. Wbiegł na górę przeskakując po dwa stopnie. Wpadł do pokoju syna. Chris spojrzał na niego z pogardą.
- Masz mi coś do powiedzenia? – zapytał. Chciał mu dać szansę.
- Odpierdol się – powiedział ze stoickim spokojem Christopher.
James Syriusz Potter* stanął jak wryty, nie dowierzając własnym uszom. Gdyby ktoś zapoznał się z przekrojem jego czaszki w tym momencie, mógłby w skrócie określić go czajnikiem z gwizdkiem, w którym właśnie zagotowała się woda [i aż dziw, że para nie leciała mu nozdrzami]. W jego głowie pojawiły się plany milionów wymyślnych tortur, jakimi mógłby poddać swego pierworodnego. Poczynając od łamania kołem, a kończąc na 'przypadkowym' utopieniu w misce budyniu waniliowego. Jednak pojawiła się też jedna, jedyna myśl, która była możliwie rzadkim, a jednak istniejącym przejawem inteligencji u mężczyzny. Mógłby mu wytłumaczyć, że Timy, jest tak samo jego synkiem, jak Chris. Że tak samo kocha obu i, że dla obu stara się znaleźć czas, ale ten młodszy potrzebuje teraz dużo uwagi, jednakowoż myśl o zrujnowanym po raz drugi tego dnia domu oraz przed chwilą spożyte ogniste wysky wcale go do tego nie nakłaniały.
Złapał syna za ręce i wymierzył kilka klapsów na tyłek 5 – latka.
- JAMES! - W drzwiach stała Daphne, trzymając na rękach płaczącego Timy'ego. - CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ?! Chris do kąpieli, potem porozmawiamy. A TY! -Wskazała palcem na narzeczonego. - TY SOBIE MOŻESZ POMAŻYĆ O CIEPŁYM ŁOŻECZKU!
- Ale Daph, powinniśmy...
- KANAPA JUŻ NA CIEBIE CZEKA!
Wpakowała mu w ręce krzyczącego malucha i sama wyszła, mrucząc teatralnym szeptem przekleństwa pod jego adresem.
Włożył Tima do kojca i poszedł do łazienki. Daph kąpała Chrisa, który płacząc cicho przyglądał się gumowej kaczuszce.
- Daphne – powiedział James.
- Co chcesz? – warknęła.
- Może porozmawiamy?
- Ślepy jesteś?
- Co?
- Kąpie twoje dziecko – podkreśliła słowo „twoje”. Chris pociągnął nosem.
- Daphne proszę cię – powiedział.
- Nie, koniec James. Daj mi spokój. Chris przestań się wiercić. Nie przeczytam ci bajki, nawet nie marz.
Wyszedł z łazienki i udał się w stronę gabinetu, gdzie miał zamiar spędzić noc. Wyczarował sobie materac i kołdrę. Położył się spać.
Poczuł leżącą obok siebie małą postać. Odwrócił się i spojrzał na zaryczanego Chrisa. Chłopiec płakał przez sen i wiercił się jak szalony.
Nagle zakrztusił się powietrzem i otworzyło oczy. Przyjrzał się otoczeniu.
- Tatusiu – wymruczał.
- Widzisz, przez ciebie ja muszę spać tutaj.
- Nie kochacie mnie – pociągnął nosem – Daphne powiedziała, że jestem tylko twoim dzieckiem. A ja nie mam w ogóle rodziców, bo zabrał mi ich ten pojebany dzieciak.
* Autorka ma niemiłe wspomnienia z dzieciństwa, kiedy Szanowna Rodzicielka wrzeszczała na nią wymieniając całe jej imie i nazwisko, co najwyraźniej niekorzystnie wpłynęło na jej psychikę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hinataa
Magiczny ktoś
Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:03, 15 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Dlaczego James nie wytłumaczy mu tego ? hmm..
Tylko go leje i leje.. zaczynam się bać, że Jimm jest na coś chory i potrzebuje wizyty u psychiatry.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ginnowata
Świrnięty Dumbel
Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 1739
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Zduny
|
Wysłany: Czw 17:36, 15 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
To Chrisowi by się ona przydała. On go nie leje, no może czasami, ale nie wiecie co to lanie dziecka, bo ja wiem. Nie żeby mnie bili, ale moja ciotka leje swoje dzieciaki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hinataa
Magiczny ktoś
Dołączył: 07 Kwi 2008
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:31, 15 Maj 2008 Temat postu: |
|
|
Ja tam bita nie byłam.. i jestem dobrą córeczką.. aż mnie ciary przechodzą.. jak czytam to opowiadanie...
I na pewno wiem, że dam klapsa tylko wtedy kiedy już nie będę mogła wytrzymać.. i będę sobie włosy z głowy wyrywać.. a z nozdrzy będzie leciał dymek jak u lokomotywki <lol>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|